I'll love you till the end of time
- Dobra, jest nas czwórka, powinna
być szóstka, gdzieś w lesie zginęła pozostała dwójka.
Spojrzenie trójki, która nie zginęła
w lesie, spoczęło na niej. W odpowiedzi wzruszyła ramionami, odchrząkując
znacząco. Spojrzenie trójki nie stało się jaśniejsze.
- Shiro i Ryu byli tu zaledwie
chwilę temu, widziałam, jak zbierali chrust pod jednym z drzew. Nie wiem, gdzie
są teraz – odpowiedziała trochę nazbyt pospiesznie, wytrzymując rozbawione
spojrzenie Anko. Na zirytowanego Shisui’ego nie zwracała uwagi. Coraz
głośniejsze prychnięcia i przekleństwa uznała za odgłosy natury. Wyjątkowo
zabawne odgłosy natury.
- Chrust – powtórzyła dobitnie
Mitarashi, kiedy przez jej twarz przebiegł cień uśmiechu. Pochylała się nad
prowizoryczną mapką Oto-Gakure, palcem wskazując zamalowany na zielono obszar.
Według twórcy mapy, zielony obszar był lasem, w którym się znajdowali. Według
Anko miejsce, które wskazywała palcem, było dokładnym odwzorowaniem polany, na
której się rozbili. Postanowili zaufać osądowi Anko, nie mając właściwie
żadnych alternatyw.
- Po co nam chrust, skoro zaraz mamy
zwijać obóz!? – ryknął Shisui, unosząc ręce ku niebu. Jego rozczochrane, gęste
włosy idealnie komponowały się z wyrazem nieopanowanej wściekłości na twarzy.
Nigdy nie powiedziałaby, że dane jej
będzie zobaczyć Uchihę w takim stanie. Napawała się tym obrazem, zapisując go w
pamięci. Itachi byłby zdegustowany.
Cały dzisiejszy dzień, począwszy na
poranku, w czasie którego zebrali informacje dotyczące obrony i zabudowań
Oto-Gakure, przez popołudnie, kiedy dyskutowali nad najodpowiedniejszymi
formami natarcia, kończąc na wieczorze, gdy podzielili się zadaniami i ustalili
grupy, był dla Shisui’ego koszmarem. Miała przynajmniej nadzieję, że był dla
niego koszmarem.
Anko bowiem, po wydarzeniach
ostatnich dwóch dni, postanowiła podważyć władzę Shisui’ego i wprowadziła
głosowanie. Ich oddział składał się z czwórki shinobi, każdy miał prawo do
poparcia bądź sprzeciwienia się decyzjom Shisui’ego. Trzy głosy na tak – pomysł
przechodził.
Ona mogła ich tylko obserwować,
jednak sądząc po szerokim, szaleńczym wręcz uśmiechu Anko, która wraz z Haruno
i Hyuugą negowała wszystkie jego decyzje, wściekłość i zrezygnowanie Uchihy nie
sprawiała satysfakcji jedynie jej.
Wiedziała, że Anko była blisko z
Shisui’m – widziała to już podczas festynu, kiedy ganiła go i ponaglała,
pozwalając sobie na dużo więcej, niż z Itachi’m. Prawdopodobnie Shisui nie
budził w niej takiego strachu, jak drugi z Uchihów.
I prawdopodobnie w momencie, w
którym użył na niej niebezpiecznego genjutsu, Anko straciła do niego zaufanie.
Usprawiedliwiała się dziecinnością i brakiem profesjonalizmu w jego działaniach,
jednak Amaterasu podejrzewała, że Shisui przestraszył Anko bardziej, niż swoją
ofiarę.
- Wiesz, Shisui, nigdy nie wiadomo,
jak stoją sprawy z chrustem w Pałacu Dźwięku – powiedziała od niechcenia
Mitarashi, posyłając jej znad jednego ze zwoi szeroki, psotny uśmiech.
Oderwała się od materaca, którego
stała się usilnie zapieczętować, przenosząc rozbawiony wzrok na sylwetkę
Shisui’ego, który krążył wokół krzątających się członków jego oddziału,
podenerwowany i spięty. Teraz przystanął, odwracając się gwałtownie w stronę
Anko.
- Dango, chyba nie zauważyłem, w
którym momencie stałaś się tak złośliwa i…
- Ryu i Shiro. – Amaterasu przerwała
mu ze spokojem, wskazując palcem drzewo, zza którego wysunęła się najpierw
wyższa i smuklejsza postać. Długie, ciemne włosy w nieładzie przysłoniły twarz
Ryu, nie musiała jednak patrzeć w granatowe oczy, by rozpoznać Kyosarina – nikt
inny nie poruszał się tak szybko i bezszelestnie. Nawet Itachi.
Nie zauważyła momentu, w którym
pojawił się tuż za jej plecami, chowając w ciemności drzew. Przyciągnął
zniechęcone spojrzenie błękitnych oczu Shisui’ego.
Później zza drzewa wyłoniła się
niższa z sylwetek, białe, zmierzwione włosy zawirowały figlarnie, gdy Shiro
szybkim krokiem przemierzył odległość dzielącą go od niej. Uważnie obserwowała
jego nerwowe ruchy i zaczerwienioną twarz.
Nie odwróciła się, gdy stanął po jej
prawej stronie, w niedużej odległości od Ryu. Właściwie stykali się ramionami,
obydwoje przysłonięci przez rozczochrane włosy i ubrania w nieładzie.
- Rozumiem, że byliście na tyle
zajęci wypełnianiem swoich… obowiązków, że nie słyszeliście – mruknęła,
wyłapując dwuznaczne spojrzenie Anko.
- Oczywiście – odburknął Ryu, gdy
Shiro zachłysnął się powietrzem i poczerwieniał jeszcze bardziej.
- Nie powinniście oddalać się od
obozu – mruknął Shisui, obdarzając ich zdegustowanym spojrzeniem. Zawahał się
jednak, krzywiąc nieznacznie na chrząknięcie, które wydobyło się z
zaczerwienionych ust Shiro. Później uniósł brwi, wzruszył ramionami i powrócił
do pakowania swojego posłania, mrucząc coś pod nosem.
Z polany wyruszyli kilka minut
później, a kilkanaście dotarli do prawego skrzydła Pałacu Dźwięku, w którym
znajdowała się centrala służb jej ojca.
Tak jak przewidziała, Najemnicy
przejęli prawe skrzydło, w którym poprzednio znajdowało się dowództwo niezbyt
licznych straż i, jak ze spokojem stwierdził Shiro, były cele więzienne.
Ukryta w koronie jednego z drzew,
czekała na sygnał od Shisui’ego, który, dzięki lepszemu umiejscowieniu, mógł
obserwować zmieniającą się wartę.
Próbowała skupić się na drganiach
chakry, intensywnych zapachach dochodzących z Pałacu czy dłoni Shiro, która
ostrzegawczo zaciskała się na jej ramieniu, jednak myśli wciąż krążyły wokół
cel więziennych, nie chciały oderwać się od przerażonej twarzy tak złudnie
podobnej do jej własnej, od cichego „Ne-san”.
Była spięta i zupełnie niegotowa do
ataku. I właśnie wtedy usłyszeli cichy gwizd Uchihy dochodzący z górnych gałęzi
drzewa. Sygnał.
Wyskoczyła na oślep, zmusiła ją do
tego silna ręka Ryu.
Dopiero w momencie, w którym podniosła
się z ziemi, zdezorientowanym wzrokiem ogarniając polanę przed Pałacem
zrozumiała, że czeka ich walka.
W zasięgu jej wzroku było trzech
uzbrojonych najemników, dwóch już biegło w ich stronę, trzeci zniknął w
papierowych ścianach Pałacu, prawdopodobnie pędząc po wsparcie.
Shisui pobiegł za nim, poruszał się
wyjątkowo szybko, ona nawet nie zdołała wyjąć katany z sayi, ruszyć z miejsca,
a on już pędził za przeciwnikiem odzianym w czerń, która komponowała się z
ciemnością nocy.
Ich sylwetki znikły w pawilonie,
jednak zarys biegnących postaci odbijał się na papierowych shouji. W budynku
pochodnie rozświetlały drogę, rzucając jednocześnie światło na ściany. Dzięki
temu mogła zobaczyć, jak w momencie, w którym Shisui miał przebić mężczyzną
kataną, jego sylwetka rozpłynęła się w dymie.
Jej uwagę gwałtownie przykuły
shurikeny, które śmignęły obok głowy. Dopiero wtedy zwróciła wzrok na pole
walki, gdzie dwójka najemników zaatakowana została przez Anko, Ryu i Hyuugę.
Najemnicy byli zdyszani i wykończeni, z coraz większą trudnością odpierali
ataki, które leniwie zadawała im Anko. Na jej twarzy malował się szeroki,
szaleńczy wręcz uśmiech, przeskakiwała z nogi na nogę, dźgając i drażniąc dwóch
przeciwników. Ryu i Hyuuga jedynie krążyli w kole, uniemożliwiając najemnikom
ucieczkę. Chyba świetnie się bawili.
Shurikeny nie mogły należeć do
atakowanej dwójki, nie mieli czasu na defensywę wobec Anko, co dopiero atak na
nią, bezbronnie stojącą pośrodku polany przed Pałacem.
Uklęknęła, przyglądając się głęboko
wbitej broni. Kąt nachylenia metalu świadczył o tym, że zostały wyrzucone z
dużej wysokości, wbiły się prawie prostopadle do ziemi.
Podniosła głowę. Otaczały ich drzewa
i Mur, który odgradzał centrum Wioski od Pałacu. Zamarła.
Coś w koronach drzew poruszyło się, rozbłysło,
a następnie z nieba poszybował grad broni.
Krzyknęła. Może ze złości, może
próbując ostrzec Anko, Ryu i Hyuugę, a może próbując przyciągnąć uwagę na
siebie.
Tak z przyzwyczajenia, mimo że już
raz znalazła się w podobnej sytuacji. I doskonale wiedziała, jak powinna
zareagować.
Refleks pozwolił jej sięgnąć po
gatanę i sayę, którymi zdołała odparować część kunai. Później zrobiła mostek i
odbiła się rękoma od ziemi najmocniej jak potrafiła, przerzucając nogi przez
głowę. Odrobina chakry umożliwiła jej zatrzymanie się na pieniu drzewa na
skraju lasu.
Doskonale widziała pobojowisko,
ziemię usłaną pobłyskującymi w świetle księżyca kunai’ami i shurikenami. Widziała
również sylwetkę Ryu, który wyprostował się z kataną w dłoni, podnosząc głowę
na korony drzew, skąd nastąpił atak.
- Ała, kurwa – warknęła Anko,
wyciągając kunai’a wbitego w ramię bez zbędnych ogródek. Przydepnęła truchło
najemnika, z którym jeszcze chwilę temu się droczyła, a który teraz leżał
nieruchomo na ziemi, zniekształcony przez dziesiątki noży.
Przełknęła ślinę. Napastnicy
zaatakowali swojego. Bez zastanowienia i wyrzutów skazali go na śmierć. Dopiero
w tym momencie zrozumiała, że opuszczając granice Konohy, opuściła również
względnie bezpieczny teren, gdzie ludzie postępowali honorowo, walcząc do
ostatniej kropli krwi o sprzymierzeńców. Nawet Nunshu i jego brato-przyjaciel,
Haki.
Zmarszczyła brwi, zeskakując
ostrożnie na ziemię.
- Skoro już potajemnie nas
zaatakowaliście i zabiliście swoich, to może wyjdziecie z ukrycie, tchórze? –
krzyknęła Anko, chichocząc głośno.
Amaterasu wiedziała jednak, że była
to jedynie prowokacja, a szare oczy kobiety uważnie śledziły korony drzew i
dach Pałacu. Napastnicy wciąż pozostawali niewidoczni.
Jak się okazało chwilę później, nie
na długo.
Kilka rzeczy wydarzyło się na raz:
Shisui wyłonił się z Pałacu, skupiony i spięty, szybkim spojrzeniem ogarniając
polanę, dwóch martwych najemników i ich poturbowane sylwetki. Sekundę później
stał przed Anko, przygotowany do odparcia ataku. Shiro pojawił się tuż za jej
plecami i dopiero w tym momencie zauważyła, że nie było go przy pierwszej
części ataku. Poczuła jego ciepły oddech na odsłoniętej szyi i usłyszała ciche
słowa:
- Więźniowie są w celach w
podziemiach. Napastnicy na dachu i w drzewach. Około piętnastu.
I, co najważniejsze, owi napastnicy
powoli zaczęli wyłaniać się z kryjówek.
Przełknęła ślinę.
Dziesięciu na dachu Pałacu, trzech
ukrytych w koronach drzew, dwóch stojących tuż przed nimi. Widziała, że Shisui,
który w szyku był najbliżej wejścia do Pałacu, również liczył przeciwników.
Obracał delikatnie głową, później obejrzał się na nią, marszcząc brwi.
Był skupiony i opanowany, chyba po
raz pierwszy wyglądał jak Uchiha.
Była najsłabszym ogniwem, w samym
środku szyku. Była również Daimyo, znała najlepiej wszystkie zakamarki i
pułapki Pałacu, doskonale wiedziała, gdzie przetrzymywano więźniów.
- Jako Daimyo Wioski Dźwięku
rozkazuję wam wypuścić moich podwładnych. – Zamrugała, zupełnie zszokowana,
słysząc twardy głos Shiro, który wyszedł przed zwarty szereg zarządzony przez
Shisui’ego.
To były słowa, które należało
wypowiedzieć przed walką. Cieszyła się, że nie musiała robić tego sama, nie
musiała narażać się na dodatkowy atak ze strony najemników. Była zła, że Shiro
nie przedyskutował tego z nią, postawił ją przed faktem dokonanym. Nie lubiła
niespodzianek.
Nie poruszyła się, nie mogła okazać
zaskoczenia. Sądząc jednak po szeroko otwartych oczach Ryu, który stał obok
niej, nie była jedyną niedoinformowaną.
Spodziewała się ulgi, która nie
nadeszła.
Najemnicy również nie zareagowali.
Ich ciemne ubrania zlewały się z czernią nocy, nie mogła więc dostrzec nawet
najdrobniejszych ruchów. Czuła, jak mięśnie jej ciała napinają się z powodu
bezruchu, a cisza dzwoni w uszach.
- No, dobra. – Śmiech Shisui’ego był
niepożądany, przerwał ciszę, cienką zasłonę, która dzieliła ich przed
nieubłaganą rzezią.
Uchiha zdawał sobie z tego sprawę,
dlatego jako pierwszy skoczył do ataku, wyrzucając przed siebie grad ognistych
kul. Jedna z nich dosięgła najemnika na dachu, który upadł twarzą na ziemię.
Reszta wyskoczyła z ukrycia i szybko ruszyła w ich stronę.
Ze wszystkich stron nadciągnął atak.
Błysnęły noże i katany, powietrze wypełnił zapach dymu z Katonów, a ziemia pod
jej nogami zatrzęsła się od Dotonów. Ona tylko uskakiwała, umykała, w samym
środku szyku, nie atakując i krok po kroku zbliżając się do wejścia do Pałacu.
Nie słyszała już krzyków i huków, jej umysł wypełniało jedynie dudnienie serca,
dopiero w tym momencie uzmysłowiła sobie, że jest blisko brata, że Tokidoki
jest uwięziony gdzieś w tych murach i dzielą ją od niego jedynie najemnicy.
- Amaterasu! – Krzyk Shisui’ego
połączony ze szczękiem metalu nakazał jej zwolnić krok. Odwróciła się. Powrócił
oszałamiający hałas, smród przypalonego ciała i pył unoszący się w powietrzu. Za
jej plecami wciąż trwała walka, Shisui odpierał kataną ataki dwóch
przeciwników, był zdyszany i zmęczony, ledwo wyczuwała jego zapach. Tuż za nim
najemnik wbił płonącą rękę w brzuch Anko. Twarz kobiety wykrzywiła się z
zdziwieniu, a chwilę później rozmyła, przybrała szarą barwę, pokryła łuskami i
spłynęła wraz z resztą ciała w postaci wężów.
Klon. Oni wciąż walczyli. Zmarszczyła
brwi, spojrzała na Shisui’ego, który wyglądał na złego. Opuściła szyk.
Później odwróciła się na pięcie i
pobiegła w stronę pawilonu, i wejścia do podziemi.
To nieważne, przecież Toki czekał.
Unik. Blok lewą ręką. Próba zmylenia
przeciwnika uderzeniem kolana. Szybciej.
Uderzenie pięścią z odrobiną chakry w przeponę. Wykorzystanie chwilowego
zaskoczenia.
- Chuusuusei Biribiri – Przez szczelinę w masce widziała, jak twarz
najemnika wykrzywia się w niemym zdziwieniu, gdy uderzyła go rozwartą dłonią w
kark, paraliżując wszystkie nerwy. Nie czekała, aż runie na ziemię,
przeskoczyła przez jego ciało, pędząc ciemnym korytarzem.
To drugi najemnik, z którym walczyła
w podziemiach Pałacu Dźwięku. Drugi słaby i praktycznie pozbawiony chakry.
Poradziła sobie z nimi w ciągu kilku minut.
Zmarszczyła brwi. Nie była głupia i
nierozważna. Wiedziała, że nie tak powinna wyglądać ochrona miejsca, w którym
przetrzymuje się jeńców. Zatrzymała się, widząc rozwidlenie w korytarzu.
Płomień pochodni zawieszonych tuż nad jej głową podrygiwał, rzucając cień na
nierówności w ścianach.
Zamknęła oczy. Oddech był urywany
długim biegiem i zdenerwowaniem rosnącym z każdym kolejnym krokiem. Ile razy
już znajdowała się w podobnej sytuacji, równie przerażona i słaba, zawsze jednak
szukała motywacji w obojętnym spojrzeniu Itachi’ego.
- Uspokój oddech, już niedaleko. –
Ciche, pogodne słowa w niczym nie przypominały chłodnych komend Uchihy.
Uśmiechnęła się krzywo, nie odwracając.
Wyraźny zapach potu i jaśminu mówił
za siebie, ciepły oddech na jej szyi również. Shiro był jedyną osobą, której
bliskość jej nie przeszkadzała.
- Mamy niewiele czasu, nie wiem, jak
długo Konoha zajmie najemników na zewnątrz. – Nie wysłuchała go do końca, już
biegła przed siebie, w myślach odtwarzając plan Pałacu. Wciąż doskonale
pamiętała każdy zakamarek i skrytkę.
W biegu odwróciła się za siebie, a
gęste włosy częściowo przysłoniły jej widok na Shiro.
- Spróbuj go wyczuć! – krzyknęła, i
nie czekając na odpowiedź, przyspieszyła bieg.
Jeszcze kilka kroków, kilka
przyspieszonych oddechów, cele były już niedaleko, przecież musieli
przetrzymywać ich w tym miejscu.
Poczuła mocne szarpnięcie za rękę,
ledwo utrzymała się na nogach, zwalniając gwałtownie. Ciepła dłoń Shiro nakryła
jej usta, uniemożliwiając choćby najcichszy jęk. Przyparł ją do ściany,
ograniczając ruchy. Skrzywiła się i próbowała rzucić mu zaskoczone spojrzenie,
jednak jego wzrok był poważny i skupiony.
Rzadko kiedy widywała go w takim
stanie. Najczęściej uśmiechał się łagodnie, kiedy indziej jego ciemna twarz
była nieprzenikniona, jednak skupienie i powaga, które wykrzywiały proste brwi
i sprawiały, że jego oczy były niemal czarne, nie pasowały do jego twarzy.
- Wyczuwam dwójkę strażników, są
niedaleko. Na oko chuunini – wyszeptał tuż nad jej głową, wtykając nos i usta w
jej gęste włosy.
Przytaknęła, w myślach jednak będąc
na końcu korytarza, w snopie jasnego światła, gdzie po dwóch stronach
rozmieszczone były niewielkie cele, około stu. Pomieszczenie to było ogromne, z
wysokim sufitem, dość ciemne. Zanim wyruszyła z Wioski Dźwięku, cele te nie
były używane od wielu lat, właściwie od Trzeciej Wojny Shinobi.
Zakradła się tam tylko raz, pewnej
nocy, kiedy z Shiro musiała zmienić miejsce spotkań. Uczyła się wtedy wydobywać
chakrę z ciała, jeszcze nie do końca wiedziała, co zamierza zrobić ze swoją
przyszłością, po prostu całkiem dobrze bawiła się łamiąc prawo.
Weszli tam chichocząc. Szybko zamilkli.
Nic w tym pomieszczeniu nie było
strasznego; ciemnozielone ściany nie wyglądały na specjalnie brudne czy stare,
kraty od cel były wykonane z dobrego metalu, a podłoga wyłożona białymi
kaflami.
Jednak smród strachu i śmierci
wisiał w tych wypolerowanych klitkach, nawet po kilku latach przesiąknięte
odorem tapety nie wyblakły, a podłoga pozostawała sterylnie biała.
Nienaturalnie.
Wszystko to wskazywało na to, że w
tych celach działy się straszne rzeczy, których mury podziemia Pałacu Dźwięku
nie zapomniały.
Ona uciekła jako pierwsza, dławiąc
się smrodem, a Shiro biegł tuż za nią, blady i spięty.
To było kilka lat temu. Wtedy nie
była kunoichi, nie myślała nawet o przyszłości innej niż służenie Wiosce
Dźwięku, jej brat był bezpieczny i zadbany, a myśli wciąż dziecinnie naiwne.
Teraz jest teraz. Teraz była
kunoichi w otoczeniu oddziału ANBU, szkoloną przez geniusza. Teraz jej myśli
były wciąż dziecinnie naiwne, bo do tego momentu myślała, że wparuje do tego
pomieszczenia, otworzy wszystkie cele i wśród swoich poddanych odnajdzie brata.
- Zajmiesz się tą dwójką? –
wyszeptała do Shiro, ściągając brwi. Widząc jego ledwo widocznie skinienie,
sięgnęła do niewielkiej sakwy przywiązanej do pasa i wyjęła skórzane
rękawiczki. Ręką odruchowo chwyciła rękojeść gatany, przymknęła oczy i wzięła
głęboki wdech.
Tak, jak uczył Cię
Itachi. Nie bądź kobietą, a kunoichi.
- Wszystko będzie w porządku,
Amaterasu. Odnajdziemy twojego brata i wrócimy do domu. – Podniosła wzrok na
Shiro, krzywiąc się nieznacznie. On uśmiechał się szeroko, przymykając oczy.
Nie lubiła tej miny, właściwie grymasu. Tuszował nim obawy i lęki.
Nie spytała się, które miejsce
nazywał domem. Jej domem była Konoha.
- Za mną, Shiro!
Nie chciała więcej stać i myśleć,
analizować od każdej strony, na przemian walczyć z przypływami odwagi i nagłego
lęku. Za przypływu odwagi, skoczyła do przodu, z wyciągniętą już gataną i
zaczerwienioną od emocji twarzą.
Uderzenia ich nóg i przyspieszone oddechy wypełniły korytarz, stały się dla jej uszu swoistą muzyką. Snop światła zbliżał się nieubłaganie. Postać Shiro za plecami dodawała otuchy.
Uderzenia ich nóg i przyspieszone oddechy wypełniły korytarz, stały się dla jej uszu swoistą muzyką. Snop światła zbliżał się nieubłaganie. Postać Shiro za plecami dodawała otuchy.
Właściwie wskoczyła do dużego,
przestronnego pomieszczenia o zielonych ścianach i białych kafelkach. W jej
nozdrza uderzył ten sam zapach, co kilka lat temu, jednak dużo bardziej
wyrazisty i żywy, jakby ściany celi ożyły, czerpiąc energię z więźniów.
Nie obejrzała się na boki. Nic nie
odwróciło jej uwagi, z odrobiną chakry wskoczyła na ścianę, równoległe do
podłogi biegnąc w stronę pierwszego z najemników. Zobaczył ją w ostatnim
momencie, wyciągając na czas krótkie tanto. Był dużo silniejszy niż jego poprzednicy.
Nie miała szans w siłowaniu się z nim, dlatego spróbowała uderzyć go nogą,
którą pochwycił w wolną rękę.
Można by było powiedzieć, że jest
zablokowana. Amaterasu należała jednak do osób wyjątkowo lekkich i szybkich,
dlatego obróciła się w powietrzu, wytrącając drugą nogą tanto z ręki najemnika
i lądując na kolanie.
Instynktownie, niewiele myśląc, jej
ręce wykonały pieczęci. Powietrze zadrgało, na języku poczuła ciężki,
metaliczny smak.
- Raiton: Ikkeburo! – Jej dłoń zalśniła siłą techniki, kiedy uderzyła
nią w zdezorientowanego mężczyznę. Czuła pod palcami, jak każdy jego mięsień,
zaczynając od mięśni brzucha, sztywnieje i zamiera.
Odetchnęła z ulgą, kiedy najemnik
upadł na ziemię, jednak spojrzenie niebieskich, wypełnionych zimną furią oczu
spoczęło na jej twarzy. Oczu lśniących życiem.
Tym razem nikogo nie zabiła.
Odwróciła się, chcąc zająć się
drugim najemnikiem, o którym przez sekundę zupełnie zapomniała, jednak było za
późno.
Najwidoczniej mężczyzna nie
zapomniał o niej, nie stracił jej z oczu, a gdy powaliła jego kolegę, nareszcie
postanowił interweniować. W tym momencie w jej stronę leciały dwa wodne
pociski.
Poczuła dreszcz przechodzący po
ciele. Nie była gotowa na przyjęcie pocisków, tym bardziej wodnych, w których
mogły kryć się kunai’e i shurikeny. Zamknęła oczy, uśmiechając się ironicznie.
Jeśli myślała, że wedrze się do siedziby wroga bez zadraśnięcia, to właśnie
pędziły ku niej dowody, że stanie się zupełnie inaczej.
W ostatniej chwili wzniosła tarczę,
która zadrżała wraz z uderzeniem pierwszego wodnego pocisku. Siła techniki
zmusiła ją do cofnięcia się kilka kroków. Poślizgnęła się na mokrych kafelkach.
Tarcza znikła. Zachłysnęła się
strachem.
Pocisk zmiótł ją z ziemi, wyrzucając
w powietrze. Zatrzymała się na jednej z zielonych ścian. Woda wdarła się do jej
płuc, nie mogła oddychać, skóra na całym ciele piekła ją niemiłosiernie.
Powieki odmówiły posłuszeństwa, nie potrafiła otworzyć oczu, miała wrażenie, że
wciąż znajduje się pod wodą, mimo że czuła na plecach skórę zdartą od uderzenia
o ścianę.
Otworzyła oczy kosztem chwiejnych
kroków. Zsunęła się po ścianie, widząc niewyraźną, zbliżającą się do niej
postać najemnika.
Miała szczęście, że w wodnym pocisku
nie było broni. Miała nieszczęście, bo ten mężczyzna był mistrzem Suitona.
Panicznie bała się wody.
Nie wiedziała, gdzie znajdowała się
kabura z jej bronią, gatana wypadła jej z ręki przy pierwszym pocisku, a tarcza
z wyładowań elektrycznych pochłonęła większą część chakry.
Itachi zawsze powtarzał jej, że nie
jest dalekodystansowcem. Uświadamiał jej, że miała niewielkie pokłady chakry.
Starał się pokazać, że dysponowała nieprzeciętną szybkością i gibkością, z
której powinna korzystać walcząc z bliskiego dystansu. Dawał jej również do
zrozumienia, że powinna częściej wykorzystywać swój intelekt. Dobrze
kombinowała, grała, odwracała uwagę.
Uśmiechnęła się szeroko, mimo
zmęczenia i bólu wypełniającego każdą część jej ciała. Najemnik zatrzymał się w
pół kroku, patrząc na nią jak na pozbawioną rozumu.
Na ten widok próbowała się zaśmiać,
ale z jej ust wydobył się tylko charkot. Podejrzewała, że to jedynie wzmogło
zaplanowany przez nią efekt.
- Ups – syknęła, podnosząc z
wysiłkiem dłoń i wskazując na coś ponad ramieniem najemnika.
Smukły mężczyzna, o orlim nosie,
odwrócił się, patrząc w kierunku przez nią wskazanym.
Cóż, w końcu był tylko człowiekiem.
Ludzie z natury byli ciekawscy, a ona doskonale o tym wiedziała. Najlepiej.
Tuż za najemnikiem stał Shiro, z
jedną ręką ułożoną w pieczęci zbierającej chakrę, a drugą rozwartą, wyciągniętą
ku najemnikowi. We wnętrzu jego dłoni zamrugało duże oko, o tęczówce w kolorze
czekolady.
Najemnik zdołał się jedynie skrzywić
z obrzydzeniem, bo później wpadł w genjutsu Shiro.
Nie lubiła być przynętą, nie
nadawała się do tego, jednak jeszcze bardziej od niej na przynętę nie nadawał
się Shiro, który potrzebował dużo skupienia i czasu, by stworzyć iluzję. Każde
jego genjutsu było inne. Każe polegało na dokonywaniu przez ofiarę decyzji.
Większość iluzji była śmiertelna.
Wspierając się o ścianę i kraty
najbliższej celi, wstała powoli, sapiąc i jęcząc. Spojrzała na bezwładne ciała
dwóch najemników leżących na ziemi, później przeniosła wzrok na spiętą i
skupioną twarz Shiro, który wciąż tworzył coraz to nowe ścieżki genjutsu,
uniemożliwiając najemnikowi wydostanie się przez długi czas. A może nigdy.
Nie miała czasu, by czekać, aż
skończy. Ruszyła więc chwiejnym krokiem, przelotnym dotknięciem ramienia Shiro
dając mu znać, że idzie dalej. Sama.
Dwa pomieszczenia pustych celi dalej
dotarła do zamkniętych drzwi. Kłódka była raczej formalnością, wykonana z
przeciętnego stopu metali, zamykała szerokie na dwa metry drzwi. Framugi
wykonane były z metalu, a reszta z drewna.
Dotknęła kłódki drżącymi dłońmi,
przygryzając dolną wargę. Nie podobało jej się to, powinna zaczekać na Shiro i
członków ANBU. Była na miejscu, czuła zapach stęchlizny i strachu dochodzący
zza drzwi. Powinna zaczekać.
Przylgnęła do drzwi, wytężając
słuch. Prócz skrzypienia podziemi i odległych wybuchów toczących się wciąż
walk, usłyszała cichy płacz.
Nie był histeryczny, raczej
spokojny, przypominał skomlenie psa.
Później się już nie wahała. Resztkę
chakry, którą posiadała, przekierowała do stóp. W drzwi uderzyła z pół obrotu,
wkładając w to tyle siły, ile posiadała. Przy pierwszym uderzeniu drzwi
zatrzeszczały w zawiasach, w miejscu, w które trafiła, pojawił się odcisk jej
stopy.
Zmarszczyła brwi. Za drugim razem
drzwi wyskoczyły z zawiasów i opadły z hukiem na ziemię. W powietrze wzbił się
pył i drzazgi. Zasłoniła oczy ręką, nie ruszając się z miejsca.
Kiedy echo huku ustało, a pył opadł,
do jej uszu dotarła nienaturalna, ciężka cisza.
Pospiesznie przekroczyła próg,
wydawało jej się, że uderzenia jej serca wypełniły tą przerażającą ciszę, warga
zadrgała jej ze strachu i podniecenia.
Później zobaczyła cele. Po lewej i
prawej stronie, około stu, na planie kwadratu, po dwa-trzy metry na jedną.
W każdej celi tłoczyły się drobne
sylwetki, czasem przyciśnięte do krat, czasem leżące pomiędzy nogami pozostałych.
Wszystkie sylwetki odziane były w sterylnie białe ubrania. Wszyscy patrzyli na
nią pustym wzrokiem, próbując odsunąć się od niej jak najdalej. Spojrzenie
większości było rozbiegane i przerażone. Twarze wychudłe, zapadnięte, nie
potrafiła rozróżnić rysów.
Zamarła, czując, jak coś ciężkiego
opada w jej brzuchu, nie pozwalając się ruszyć czy choćby zareagować.
Była mała, drobna i poobijana, cel
było mnóstwo, jeszcze więcej… tych ludzi.
Ludzi?
- Ja… - zaczęła ochrypłym od biegu i
zmęczenia głosem, który rozniósł się po wysokim pomieszczeniu. Wszystkie
spojrzenia utkwione w niej sprawiły, że zupełnie zapomniała, po co tutaj
przybyła. – Ja przybyłam, by was uratować.
Brak reakcji. Niewyraźne spojrzenia,
cichy pomruk dochodzący z ich zaciśniętych warg, blade i wychudłe twarze.
Czy
to mieszkańcy Oto?
Cofnęła się, gdy uderzył w nią smród
stęchlizny, strachu i chemikaliów. Poczuła żółć w ustach i konwulsje.
- Panienko Amaterasu! – Zachrypnięty
głos dochodzący z jednej z pierwszych cel po jej lewej stronie. Głos zmęczony,
jednak wypełniony życiem. Życiem.
Zerwała się z nadzieją, podbiegając
do celi. Ci ludzie dalej patrzyli na nią wzrokiem bez zrozumienia, jednak
spośród mężczyzn wyłoniła się chorobliwie chuda postać, o krótkich,
zniszczonych włosach i wielkich, ciemnych oczach. Otoczone były długimi
rzęsami.
- Kimiko! – krzyknęła, rozpoznając
sarnie oczy swojej byłej służki. Podbiegła do kraty, chwytając w swoje dłonie
jej, wychudzone i przeraźliwie zimne. – Co się tu stało? Co wam zrobili? Kto to
zrobił!?
Oczy dziewczyny niespodziewanie
wypełniły się łzami. Nie były tak żywe i psotne jak niegdyś, wydawało jej się,
że zbladły. Dziewczyna niewiele starsza od niej upadła na kafelki, wciąż
ściskając jej ręce, jakby bała się, że wyparuje.
- Tak dobrze cię widzieć, panienko,
myślałam, że już nigdy tutaj nie wrócisz. – Nie odpowiedziała na jej pytanie,
błędnym spojrzeniem ogarniała jej twarz, mówiła cicho i niewyraźnie.
- Kimiko… – zaczęła, nie bardzo
wiedząc, co powiedzieć – przyszłam po was. Uciekniemy stąd w lepsze miejsce. –
Pozwoliła sobie na słaby, wymuszony uśmiech, jednak Kimiko nie zauważyła jego
sztuczności, jej oczy pochwyciły nadzieję, zalśniły echem dawnego blasku. – Ale
najpierw powiedz mi, gdzie jest Tokidoki. Muszę go znaleźć. Gdzie on jest?
Dziewczyna zamarła, puściła jej
dłonie, przerażone spojrzenie utkwiła w ziemi.
- Kimiko, spójrz na mnie. Gdzie jest
Tokidoki? – Wyprostowała się, patrząc na podwładną spod zmrużonych powiek.
Nie doczekała się odpowiedzi.
Wyciągnęła kunai’a. Więźniowie jak jeden mąż syknęli i odsunęli się od krat,
przerażenie było wręcz namacalne, nawet Kimiko na klęczkach oddaliła się od
niej, chowając wśród nóg mężczyzn ją otaczających.
Uderzyła w kratę. Posypały się
iskry, jednak metal nie drgnął. Zmarszczyła brwi.
Chakra w jej ciele powoli się
regenerowała, jednak cel było ponad sto, a ona jedna. Tokidoki czekał na nią
gdzieś pośród tych zmizerniałych ludzi, czuła to. Nawet jeśli będzie musiała
własnymi dłońmi wyłamywać kraty, nie będzie się już więcej zastanawiała.
Jej Toki. Jeden z tych, którzy
patrzyli na nią z uczuciem.
Przekazała chakrę do kunai’a, który
rozbłysł i wypełnił się wyładowaniami elektrycznymi. Pomieszczenie wypełniło
szemranie przerażonych głosów więźniów, Kimiko zamknęła oczy, jakby czekała na
śmierć.
Uderzyła pionowo w kraty, na
początku jej ręka odskoczyła, jednak kiedy przekazała do broni większą ilość
chakry, metal ustąpił. Cięła płynnie, nie przerywając przekazywać energii.
Później sapnęła, schowała kunai’a do
kabury i cofnęła się. Prostokątny fragment krat runął na ziemię.
- Uciekajcie stąd! – warknęła, gdy
więźniowie spojrzeli na nią z jeszcze większym przestrachem, bo nie weszła od
celi i nie powybijała ich w pień.
- Powiedziałam. Że. Macie. Uciekać.
– Chwyciła drobnego chłopca, który stał najbliżej niej, wciśnięty pomiędzy
ramiona dwóch mężczyzn. Chłopak jęknął, gdy siłą wytargała go za celę,
gwałtownie potrząsając.
Miał spojrzenie spłoszonej
zwierzyny. Niebieskie oczy łypnęły na nią z niezrozumieniem. Puściła go
gwałtownie, wykrzywiając usta w obrzydzeniu.
Odwróciła się, ignorując spojrzenia
tych wszystkich ludzi. Ludzi, którzy niegdyś byli jej podwładnymi, teraz jednak
z opóźnieniem docierały do nich fakty. Jej ramiona zadrżały z desperacji.
To nie tak miało wyglądać.
- Muszę znaleźć mojego brata –
wychrypiała, z trudem otwierając spierzchnięte od wysiłku wargi. Trzymała
kunai’a tak mocno, że zbielały jej knykcie.
Uderzyła w kolejną kratę, znów z
chakrą, znów między palcami przemknęły jej wyładowania elektryczne.
W szumie wywołanym zgrzytaniem i
szeleszczeniem łamanego metalu, jej pełnych wysiłku westchnień i Raitona,
usłyszała uderzenia stóp o kafelki. Najpierw powolne, jakby badawcze, później
coraz szybsze i bardziej chaotyczne. Nie musiała się odwracać by wiedzieć, że
Kimiko jako pierwsza opuściła celę. Za nią podążyli mężczyźni i kobiety, nawet
zlękniony chłopak. Uciekali.
Skupiła się na kolejnych płynnych
ruchach, starała się nie tracić rytmu, uderzała i cofała się, cięła i wyginała.
W całym tym chaosie jej oczy przemykały z każdego kolejnego więźnia na
następnego – początkowo szukała
rozczochranych, brązowych włosów, kiedy jednak zauważyła, że niektórzy
więźniowie zostali ogoleni, szukała żywych, bordowych oczu.
Szukała drobnej sylwetki o żywych
oczach drgających pod długimi rzęsami. Wiedziała, że Tokidoki pozostałby taki,
jak w jej wspomnieniach. Tokidoki umarłby, gdyby ktoś złamałby w nim naiwność i
miłość do świata.
Musiał więc pozostać taki, jak w jej
wspomnieniach.
Kolejni więzniowe nie opierali się,
wypływali z cel bez jej poganiania, potykali się i przewracali, biegnąc ku
wyjściu. Ona starała się obserwować każdego z kolejna.
- Tokidoki, gdzie jest Tokidoki?! –
wołała, zaczepiając mężczyzn o mniej zamglonym spojrzeniu i pewniejszych ruchach.
Odpychali ją, ignorowali. Jedna kobieta spojrzała na nią ze smutkiem, a w
kącikach jej oczu zgromadziły się łzy. Kurczowo trzymała kikut, który wystawał
z rękawa zamiast lewej ręki.
Amaterasu warczała, przepychała się
i cięła dalej, a jej umysł przestał odbierać zapach śmierci i rozkładu
podziemnych celi, przestał rejestrować krzyki i zbliżające się wybuchy
świadczące o walce. Była ona i rosnąca panika, pulsująca gdzieś głęboko w jej
podbrzuchu, rozprzestrzeniająca się na klatkę piersiową, usta, ręce i dłonie.
Drżała, jej dłonie drżały, chakra też drżała, strzelając wyładowaniami.
W tym zamkniętym pomieszczeniu,
gdzie znajdowała się jedynie ona, cisza i niecierpliwość, nagle znalazł się też
Itachi. Jego spokój i uniesione, proste brwi. Jego cisza.
Amaterasu parsknęła śmiechem. Musi
opowiedzieć o nim Tokidoki’emu. Jej brat z pewnością go polubi.
- Amaterasu!
Z opóźnieniem dotarł do niej naglący
krzyk. Nie odwróciła się, nie miała czasu, zostało jej jeszcze kilkadziesiąt
celi. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Shiro próbował zająć ją w takim
momencie.
- Amaterasu, musimy stąd uciekać! –
Coraz głośniejsze wołanie usilnie ignorowała, jednak cisza spojrzenia
Itachi’ego i pełne życia oczy Toki’ego powoli jej umykały, ręka zaczynała
drętwieć od wysiłku, a po kunai’u spływała jej własna krew. Skóra na dłoniach
przetarła się.
Shiro dopadł ją, mocno wbił się
rękoma w jej ramiona i obrócił ją ku sobie. Spod białej jak śnieg grzywki
spojrzały na nią zmęczone oczy. Po czole spływały mu krople potu, a z ust
ciekła cienka struga krwi.
- Nie ma już czasu, do cholery! Moja
iluzja nie wytrzyma tak długo, zresztą reszta oddziału też nie będzie
utrzymywać najemników w nieskonczoność. – Spojrzał na nią ostro, wykrzywiając
usta w brzydkim grymasie, gdy omiotła go beznamiętnym spojrzeniem.
Strąciła jego dłoń i próbowała się
odwrócić.
- Nie wygłupiaj się. Uratowałaś
tyle, ile mogłaś. Jesteś bardzo dzielna, Amaterasu – rzekł już łagodniej, wciąż
trzymając ją jednak mocno za nadgarstek. – To już wszystko, możemy iść.
Lubiła dłonie Shiro, były duże i
szorstkie. Świadczyły o jego życiu, zniszczone przez pracę i walkę. W tym
momencie jednak ich ciepło przyprawiało ją o konwulsje.
- Nic nie rozumiesz, muszę uwolnić
Toki’ego. – Podniosła wzrok na pozostałe cele, do krat których przyklejone były
zlewające się w jedno twarze – w obraz pustej, bezmyślnej nadziei.
Później podziemnymi więzieniami
wstrząsnął wybuch dochodzący z wyższych kondygnacji Pałacu, usłyszeli krzyki i
odgłosy zbliżającej się walki. Shiro przeniósł na nią twarde i zdecydowane
spojrzenie.
Wiedziała, co chce zrobić. I była na
to przygotowana.
Wyrwała się z jego uścisku,
zamahując ręką. Shiro odskoczył, parując uderzenie kunai’a. Podniósł na nią
zdziwione spojrzenie, jednak ona biegła już dalej, do kolejnej celi, rzucając
się na jej kraty z rozpaczą.
-
Tokidoki! – ryknęła, gdy krata nie ustąpiła pod jej atakiem.
- Tokidoki… - powtórzyła, gdy Shiro
zamknął ją w żelaznym uścisku rąk, pospiesznie opuszczając podziemne cele.
Wyrywała się, miotała i gryzła, jednak zielone kafelki powoli zmieniały się w
ciemną masę, a za zakrętem cele całkiem zniknęły sprzed jej oczu.
Spojrzenie Toki’ego również.
Wtedy ryknęła urywanym szlochem i
wściekłym okrzykiem, próbując zgromadzić chakrę w dłoniach.
- Ty skurwysynu, tam jest mój brat!
Rozkazuję ci zawrócić!
- Tokidoki nie żyje, Amaterasu.
Wiesz o tym. Zginął w czasie zamachu. Nie możemy tracić więcej czasu, cały ten
pawilon wypełniony jest pułapkami, a moje iluzje już się skończyły. Wydostanę
cię na powierzchnię – odpowiedział spokojnie, pokonując kolejne schody. Trzymał
ją mocno, a spojrzenie uktwił w niebezpiecznych cieniach majaczących na
granicach ich pola widzenia.
Prawdziwy ochroniarz.
Dla niej człowiek, którego właśnie
znienawidziła.
Splunęła na jego śniadą twarz. Była
już spokojna.
On zmarszczył jedynie brwi, nie
obdarzając jej nawet spojrzeniem. Przyspieszył, czując wibracje papierowych
ścian, które ich otaczały. Krzyki i odgłosy zbliżających się najemników były
coraz wyraźniejsze.
- Jesteś Daimyo i musisz żyć dla
tych ludzi, których uwolniliśmy. – Zabrzmiało to jak usprawiedliwienie,
wypowiedziane na wpół ochrypłym, a na wpół łamiącym się głosem. – Nie mogę
pozwolić ci umrzeć.
- Ale zabiłeś mojego brata.
- On umarł już tego dnia, kiedy
uciekłaś z Wioski do Konohy.
Te słowa zawisły w powietrzu, które
nagle wydało się wyjątkowo ciężkie i zatrute. Próbowała złapać oddech, jednak
jej gardło zacisnęło się, do oczy napłynęły łzy. W ciele wybuchła złość.
Tym razem jej nie przytrzymywał.
Wypuścił ją w objęć, chwiejnie stanęła na własnych nogach. Byli już niedaleko
od wyjścia, teraz odgłos metalu uderzającego o metal, jęków i okrzyków bojowych
właściwie zagłuszał wszystko inne.
Ze spokojem spojrzała w twarz Shiro.
Głośno zaczerpnęła powietrza, przekrzywiając głowę.
Doskonale znała jego twarz, której teraz
tak nienawidziła. Wiecznie rozczochranych włosów, w których często zanurzał
dłonie, łagodnego, smutnego uśmiechu, spokojnych oczu i iskierek rozbawienia
czających się w ich kącikach.
Był różny od wątłego i delikatnego
Tokidoki’ego. Był żywy.
- Ja wrac-….
Później zdarzyło się kilka rzeczy
naraz. Z zewnątrz dobiegł ich przeciągły, ogłuszający krzyk. Krzyk osoby, która
właśnie traciła życie. Z ciemności pawilonu prowadzącego do podziemi wyłonił
się jeden z najemników, z którymi walczyła. Jedyny najemnik, który pokonał
iluzję Shiro.
Ten najemnik uśmiechnął się
obłąkanie i wykonał pieczęć gromadzącą chakrę.
Shiro popchnął ją z całej siły na
sekundę przed wybuchem ładunków. Było to uderzenie tak silne, że pozbawiło
ją na chwilę przytomności, ocknęła się w
momencie, w którym odleciała na kilkadziesiąt metrów, uderzając o drzewo.
O drzewo. Na zewnątrz pawilonu. Tam,
gdzie dotąd walczył oddział Shisui’ego.
Pałac, w którym znajdował się
pawilon i Shiro, wybuchnął.
Ogłuszający huk, ogromne pokłady
energii i cisza. Kiedy otworzyła oczy, które zmrużyły się od światła
towarzyszącemu eksplozji, zobaczyła gruzy tego, co dotychczas nazywała Pałacem
Wioski Dzwięku.
Wschodni pawilon zapadł się pod
ziemię, fundamenty utrzymujące podziemne cele nie wytrzymały wybuchu. To, co
pozostało na powierzchni, pożerane było przez ogień. Wszystko płonęło, łącznie
z pobliskimi drzewami.
Płonęły też łzy na jej twarzy, kiedy
zdała sobie sprawę, że po Shiro nie zostało ani śladu.
Podniosła się z klęczek, wciąż nie
mogąc złapać oddechu po uderzeniu Shiro. Nogi i kręgosłup odmówiły jej posłuszeństwa,
dusząc się dymem próbowała się doczołgać jak najbliżej wejścia do podziemi. Nic
nie słyszała, eksplozja uszkodziła jej uszy.
Nie widziała też za wiele, widziała
jedynie czerwień płomieni i czerń spopielonych ścian. Im bliżej wejścia się
znajdowała, tym bardziej zarysowywała się przed nią również czerń sylwetek,
przypominających ludzi.
Później zaczęła czuć. Zachłysnęła
się powietrzem, czując smród spalonego ciała.
Czerń spopielonych ciał. Ciał ludzi,
którzy nie zdążyli umknąć z więzień. Ciał najemników. Ciała Shiro, który
spłonął żywcem, uprzednio ratując jej życie.
Jej Shiro. Jeden z tych, który
potrafił uśmiechać się do niej.
Zwymiotowała na własne włosy i ręce,
krztusząc się zapachem i świadomością, że to ona go zabiła. Jej upór. Jej
zaślepienie.
- Wracaj… - wychrypiała, gdy zaczęły
wracać do niej zmysły. Obraz wyostrzył się, widziała dokładnie stosy ciał,
niektóre wciąż tlące się ogniem. Dźwięk powrócił, za nią ktoś coś krzyczał,
ktoś biegł, a ktoś jęczał.
Amaterasu nie czuła nic prócz rżącej
żółci w ustach i chłodu łez spływających po zabrudzonych policzkach. Nie czuła
dłoni, które oplotły ją w talii, próbując odciągnąć od pożaru, nie czuła też
bólu obrażeń. Przestała czuć ból. Sumienie umilknęło też wtedy, kiedy podniosła
głowię i zobaczyła, że osobą, która odciągała ją od stosu ciał, był Ryu.
Jego niezdrowo wręcz bladą twarz
pokrywały łzy. Był spokojny.
Później pozostało otępienie. Cisza ich
spojrzeń. I cudowna nieświadomość, która spadła na nią wraz z utratą
przytomności.
Odautorsko: To połowa z tego rozdziału, który napisałam
w głowie. Nie potrafię więcej przelać na epizod. Zdołałam Wam tylko pokazać,
jak zezwierzęcić może się człowiek. To prawdopodobnie nasze pożegnanie.
jak to dobrze siezłożyło, że w czasie wolnym opublikowałas nowy epizod, znalazłam czasna jego przeczytanie.
OdpowiedzUsuńZdziwiłam sie, żecały poświęcilaś Amaterasu, ale jak sama wspomnialas, to jego polowa. Prawde mówiac ciesze siez tego w pewnej mierze- uwielbiam tą bohaterke.
Rozbawiłam mnie reakcja Shitsui'ego, kiedy jego drużyna podważała jego autorytet- faktycznie nie wygladal wtedy jak Uchiha. Jeszcze bardziej polubiłam Anko- ta iskierka złośliwości idealnie do niej pasuje.
Mogabym mówić o wielu rzeczach, które niesamowicie mi sie podobały- cala koncepcja wkroczenia do zajętego pałacu, opis celi, dynamike walki z najemnikami. To wszystko tworzy atmosferę, której potem ciężko sie pozbyć po skonczeniu czytania. Napisze Ci jeszcze, że zrobiły na mnie wrażenie kilka rzeczy: nagłe pojawienie sie Itachiego, którego w rzeczywistosci tam nie było. Widać, zę jest ona do niego przywiazana i łączy ich pewna więź, choć oni pewnie tego głośno nie przyznają. A scena z Shiro? Na pewno na tlecałego epizodu zapadnie w pamięc, bo był jej najbliższym przyjacielem. Pierwsza nieanonimowa osoba, która zgineła. To chyba w szystko w wielkim skrócie.
Nie wiem, czy dobrze zrozumiałam Twój komentarz. Czyżbyś naprawde chciała zostawic to opowiadanie? Nie pozostało już zbyt wiele dobrych tekstów w blogosferze o tej tematyce, prócz tego opowiadania czytam jeszcze dwa... a tego bardzo chciałabym poznać zakończenie. Bez wzgledu na Twoją decyzje nie porzucaj pisania, a jeżeli rozpoczniesz nową historie- daj znać. Nie byłam z Toba od początku, ale to opowiadanie to nabrawde coś z górnej półki.
pozdrawiam i Wesołych Świąt
[P.S. znów sie rozpisałam, wybacz ;)]
Dziękuję. Dobrze, że zwróciłaś uwagę na pojawienie się Itachi'ego, którego nie powinno tam być. Amaterasu w pewien sposób kierowała się miarką Itachi'ego: to by zaakceptował, na to by się skrzywił, to by przemilczał. Myślę, że dzieje się to w niej zupełnie nieświadomie (jeszcze).
UsuńChciałam poświęcić więcej miejsca Shiro, chciałam napisać kilka dodatków pod tytułem "Wspomnienia", ale po prostu tak wyszło, że nic już nie utożsamia mnie z tą historią. Nawet Amaterasu jest dla mnie zbyt prosta. Za mało w tym wszystkim magii, której teraz potrzebuję w tekstach. Namida bardzo mnie ograniczała i mimo że prawie w ogóle jej nie pisałam, gdzieś w głowie miałam wyrzuty sumienia, co kilka dni włączałam worda i wpatrywałam się w słowa, bo muszę. W tym momencie to nie ma sensu. Pisanie tego nie ma sensu. Ich historia nie ma sensu.
Masz rację, niewiele jest teraz dobrych blogów o Naruto. Kiedy zaczynałam pisać, poznałam mnóstwo świetnych autorek, które pisały obiecujące opowiadania. To wszystko gdzieś poznikało. Mogę też przysiąc, że atmosfera się zupełnie zmieniła. Kiedyś ludzie byli dla siebie dużo bardziej życzliwi i zostawiali bardziej konstruktywne komentarze. Można było się czegoś naprawdę nauczyć. Nie wiem, czy teraz mogłabym jeszcze czegoś nauczyć się dzięki blogom. Chyba już wyczerpałam wszystkie możliwości :)
Smacznego, kolorowego jajka. I chyba do widzenia. Dziękuję za czytanie i komentowanie, zapewne wiesz, ile to znaczy dla autora.
Nie będe Cie namawiać, bo ja sama tego nie lubie ;).
UsuńPo prostu nie kończ z pisaniem, bo masz talent. A jeżeli kiedyś wrocisz- do czego kolwiek, albo zaczniesz zupełnie coś innego, daj mi znać ;).
Jeszcze raz dzieki, a te epizody chyba sobie wydrukuje,na pamiatke...
Nie mogę skończyć pisać. To moja przyszłość. Zbyt wielu osobom obiecałam, że kiedyś zadedykuję im książkę. Za dużo osób dało mi siebie, by pomóc mi pisać. Tak nie można. Nie sądzę, by istniał talent do pisania. Myślę, że istnieje wrażliwość, a ja mam zamiar kiedyś ją w sobie zobaczyć :)
UsuńDziękuję za komentarze. Może do napisania, a może do przeczytania.
I co, płakać mam?
OdpowiedzUsuńA będę!
CO ZA POŻEGNANIE?
Jedyne, najlepsze, niepowtarzalne opowiadanie o tym pięknym mężczyźnie. I mam Cię stracić?
Cóż, wypowiadając się jako autorka również - przychodzi kiedyś czas, że za grom człowieczyna przełamać się nie może i nic nie wychodzi. U mnie to też doskonały przykład. Więc kieruj się nie tylko sercem, ale tym, co dla Ciebie jest ważne. Dziękuję, że byłaś. Ostrzegam, że skopiuję rozdziały do Worda. Nie do celów parszywych, lecz, że tak powiem - "duchowych". Po prostu chcę mieć przy sobie Toki no Namidę, bo zmieniła dużo. Można mówić, że to dziwne, iż jakakolwiek twórczość potrafi zmienić człowieka. Może. Jeśli coś czyta się jak książkę, jest się w słowach bezwarunkowo zakochanym - wtedy można mówić, że czuje się dojrzałość artysty. Czułam to cały czas i jeszcze raz dziękuję, że byłaś. Podejrzewam, że już nigdy nie przeczytam równie dobrej powieści. Ujrzałam Itachiego na nowo i stał się on dla mnie jeszcze bardziej wymarzonym literackim wzorem mężczyzny.
Kochanie, mam nadzieję, że święta były udane. Odezwij się gdzieś, kiedyś, od czasu do czasu.
Całuję mocno,
Wiwiana
Dziękuję.
UsuńBardzo dobrze robisz. I tak nie za fajnie ci szło, a nic na siłę. Ludzie nie lubią czytać chłamu, a to jest tylko jeden z wielu blogów, w dodatku tematyka jaką jest anime wychodzi z mody, powszednieje. Bajki dla dzieci o dzieciach plujących ogniem, czego tu się można nauczyć?
OdpowiedzUsuńJa na przykład Cię nienawidzę, ale kogo tam to obchodzi.
OdpowiedzUsuńCzym na to zasłużyłam?
UsuńNajpierw zabijasz mi ulubionego bohatera, powiem dowiaduję się, że to tylko połowa rozdziału, a potem, że to "prawdopodobnie pożegnanie". Jak dla mnie pełno powodów do nienawiści.
UsuńAle wrócisz, nie? Jakbym była mądra matematycznie, obliczyłabym prawdopodobieństwo...
Happy., nie ma mnie u Ciebie od lat, całkiem się blogowo stoczyłam.
UsuńJestem przekonana, że wiesz, jak to jest. Jestem leniem i mam mnóstwo pomysłów, zaczynam nowe opowiadanie, ale zaczynam je od pół roku, nic nie robię, nic nie piszę. To koszmar, fuj.
Przypomnij sobie co czułaś jak słuchałaś mojego rudego ryja w Maku i rusz dupsko.
OdpowiedzUsuńPs. Proszę?
Znasz mnie, do tego potrzebuję odpowiedniej otoczki estetycznej : D
UsuńNie wiem, czy mój zapchany żarciem lub fajką ryj ma coś wspólnego z 'estetyką', a mimo to Cię inspiruje.
UsuńDo roboty. Ja też dziś piszę.
tylko drarry wpierw
UsuńZ tej strony Pepe z blue-chip.blog.onet.pl.
UsuńPewnie już mnie nawet nie pamiętasz, ale ja Ciebie i owszem. Odpowiedz mi proszę na tą wiadomość w komentarzy, bo nawet nie wiem, czy "żyjesz".
Boże, oczywiście, że pamiętam.
Usuń:) Super, odnalazłam Twojego bloga, co wcale nie było łatwe, bo zmieniłam laptopa, a i na moim blogu współautorka powprowadzała jakieś zmiany. Wiesz, że zabieram się za Twoje opowiadanie? W końcu mam co czytać.
OdpowiedzUsuńPostanowiłam, ze sama wracam do pisania, ale już nie na blogu-chyba bardziej dla siebie.
Spodziewaj się jakiegoś mega komentarza, jak już wyczytam wszystko co do literki.
Piszę też, żeby odbudować kontakt i przy okazji zapytać(chociaż nadziei nie mam żadnej) czy może masz drugą część tego opowiadania z mojego bloga, "Ludzie na sznurkach"? Wiem, ze to był strasznie dawno temu i pewnie skasowałaś, ale właśnie tą historię będę kontynuować, więc warto zapytać. :)
Tak czy siak, niezmiernie mi miło, że mnie pamiętasz i serwujesz mi tyle rozdziałów do pokonania! :*
Pamiętam ją doskonale, to była jedna z tych historii, przez które zmieniłam swoje spojrzenie na Itachi'ego. Wtedy strasznie irytowało mnie to, że nie potrafiłam przez Ciebie w żaden sposób go zaszufladkować. Wciąż mam pierwszą część na komputerze i czasem do niej wracam. Dlatego - tak, dawaj mi tutaj tego linka!
UsuńOh, anuluje już prośbę, znalazłam tą drugą część, a poza tym napisałam ja od nowa! W sobotę zabieram się z a Twojego bloga. :*
OdpowiedzUsuńJej przeczytałam tego bloga jednym tchem naprawdę, a kiedy patrzyłam na to twoje pożegnanie myślałam że się popłaczę, naprawdę. Widziałam że długo się tu notki nie pojawiały ale gdy włączyłam wcześniejsze rozdziały miałam szczerą nadzieję że napiszesz ciąg dalszy. Jest mi z tego powodu trochę przykro, jednak też się trochę cieszę że nie porzucasz swojej przygody z pisaniem naprawdę chciałabym umieć choć w małym stopniu pisać tak jak ty. Twoje opowiadanie jest jednym z nielicznych które określiłabym mianem cudownych. No nic to chyba wszystko co chciałam napisać, więc pozdrawiam i mam cichą nadzieję że napiszesz jeszcze coś z Itachim ( moim cudnym Itasiem ;D ).
OdpowiedzUsuńBoże...Ty naprawdę to rzucasz? Właśnie skończyłam zapoznawać się z treścią(nieco później, niż zapowiedziała -przepraszam) i po prostu nie mogę nawet wydusić sensownego komentarza opisującego moje odczucia, bo jestem w poważnym szoku, że historia dobiegła końca. Nie rób tego, nie zrywaj z pisaniem... Twój blog, to, że wytrwałaś, że nie rzucałaś się bez sensu z ,,piszę - nie piszę" popchnęło mnie do przodu...Dałaś mi tyle miłych chwil zapomnienia, motywacji i nawrotu pasji ze zdwojoną siłą, a teraz, kiedy czytałam ostatni rozdział, nie przesadzając, czuję, jakby to wszystko umarło. Czy naprawdę kończysz podróż z Naruto i blogowaniem?
OdpowiedzUsuńNie przestaję pisać, nigdy nie przestanę, po prostu bardzo się zmieniłam od momentu, w którym zaczęłam pisać tę historię, zmieniły się moje priorytety i to, co tutaj opisuję, nie jest już dłużej dla mnie ważne. To nie tak, że nie jara mnie Naruto, bo nie jarało mnie chyba nigdy jakoś specjalnie, po prostu nie jara mnie Ama i Itachi, oni nie są już moi. Nie chcę ograniczać się do tej historii, w głowie urosły mi dwie nowe i mnóstwo miniaturek. Nie chcę też powiedzieć, że nigdy tutaj nie wrócę, bo mam zobowiązania wobec pewnej osoby i właśnie spierdalam dużo pracy, którą włożyłyśmy w planowanie i przekształcanie historii. Na razie niech to sobie tutaj będzie, to trochę świadectwo tego, co działo się u mnie przez dwa lata.
Usuńmail: dillydally45@gmail.com
Napisz dokładnie o czym myślisz.
Dziękuję za komentarze.
Hm...Wiadomość chyba nawet bardziej prywatna, niż na bloga w przeciwieństwie do poprzedniej.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam z góry za bezpośredniość, nie chcę wykazać się zuchwałością...Ale może moja propozycja skusi Cię do dalszego pisania? Co powiesz na wspólnego bloga? Nie rezygnuj! Czy jest w ogóle możliwość kontaktowania się z Tobą w jakikolwiek sposób poza pośrednictwem ,,toki-no-namida".
Jeju, niecierpliwie się. Tyle emocji!!
OdpowiedzUsuńJej...teraz myślę,że zbyt bardzo się narzuciłam proponując tego wspólnego bloga. Przepraszam.
OdpowiedzUsuńWysłałam maila tydzień temu. Teraz zastanawiam się czy nie doszedł czy może milczenie jest odpowiedzią. :)
OdpowiedzUsuńZapomniałam sprawdzić maila. Właściwie to zapomniałam, że w ogóle poprosiłam Cię o odezwanie się prywatnie. Przepraszam. Zaraz będziesz miała odpowiedź.
UsuńNie powinnam się wtrącać, ale jeżeli to ma jakoś wpłynąć na Twoją decyzję Mayuki to bardzo bym się cieszyła z realizacji pomysłu Pepet. Od czasu do czasu tu zaglądam i pewnie nie tylko ja, bo może jednak zobaczę ciąg dalszy. Ta historia przyniosła mi mnóstwo inspiracji choć zdecydowałaś się skończyć z pisaniem jej.
UsuńHej!
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! Bardzo mi się podobał, chociaż chce już Itachiego i Amaterasu znowu razem! Wiem, że późno komentuję ale błagam wstaw nowy rozdział! I co to znaczy POŻEGNANIE? Ja nie znam takiego słowa! Masz wrócić i napisać mi nowy rozdział, a potem dokończyć tą historię! I chcę nareszcie przeczytać o pocałunku Itachiego z Amaterasu, ale Prawdziwym!
Przepraszam, nie chcę brzmieć zaborczo, ale pragnę doczytać koniec tej historii!
Pozdrawiam!
Nie mogę uwierzyć w to, że od tak długiego czasu nie dodałaś nowego rozdziału. :(
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że pewnego dnia jednak powrócisz, bo nadal są osoby, które powracają do Twojego bloga mając nadzieję, że ujrzą tu kolejny rozdział historii Amaterasu i Itachiego.
Trzymaj się :)
Asmena
Jesteś niesamowita. Dziękuję.
UsuńTej historii już we mnie nie ma. I nawet gdybym chciała ją w sobie odnaleźć - jestem w maturalnej. Trudno jest mi wykonywać jedną rzecz porządnie, co dopiero żyć bohaterami i myśleć o nich niemal nieustannie.
Ty również się trzymaj. Dziękuję Ci za KAŻDY komentarz, za czytanie, szukanie błędów i wynajdywanie ciekawostek. Miałam przecudownych czytelników. Zawdzięczam Wam dużo ciepła w sercu (i zimna też, ale na tym chyba polega równowaga), skojarzeń, anegdot, przyjaźni i nieskończonej dawki cierpliwości (ze mną i Amaterasu bywało różnie, w zależności od pory roku i nastroju ;p) Mnóstwo się nauczyłam przez te trzy lata z Namidą.
Chylę przed Wami czoło,
Mayuki