Epizod XVI



             Fugaku Uchiha siedział na podwyższeniu, górując nad ciemną masą głów pochłoniętych szeptaniem. Niewielkie, przyciemnione pomieszczenie, w którym unosił się zapach zbutwiałego drewna, wypełnione było po brzegi mniej lub bardziej wpływowymi członkami klanu. Gdzieś ponad zgiełkiem ich cichych rozmów Itachi dostrzegł pożółkłe, stare zwoje, przedstawiające historię klanu Uchihów – od założenia, po dni dzisiejsze. Z rozbawieniem zauważył przedstawione na nich ciemnowłose sylwetki odziane w stroje ANBU; dziś rzadkością był Uchiha służący w elitarnych jednostkach Hokage. Najwidoczniej jednak nie dla malarzy najwybitniejszego z klanów, którzy przedstawili historię klanu na własny sposób. Najwidoczniej nie dla Itachi’ego Uchihy.
            Miejsce po prawej stronie Fugaku Uchihy zajęte było przez mężczyznę z klanowej starszyzny. Mężczyznę w podeszłym wieku, o bujnych brwiach i surowym, ostrym spojrzeniu. Miejsce po lewej stronie Fugaku Uchihy było puste, a Itachi doskonale zdawał sobie sprawę, że należało do następcy głowy klanu, w tym wypadku do niego.
            Stał jednak w połowie długości pomieszczenia, ukryty pomiędzy przeciętnymi Uchihami, obserwując spokojną twarz swojego ojca. Z tego miejsca miał idealny widok i na najwybitniejszych członków, i na przeciętnych shinobi. Nie mogła mu umknąć reakcja żadnego z członków klanu. Nie znalazł się tego dnia w świątyni Nakano po to, by brać udział w ogólnej wrzawie, w szeptach pochłaniających Uchihów.
            Znajdował się tam po to, by obserwować, dlatego siedzenie na podwyższeniu, tuż po lewej stronie jego ojca, było puste. Może nie tylko dlatego.
            Spokój wymalowany na twarzy Fugaku Uchihy nie udzielił się pozostałym członkom tajemnego spotkania. Szeptali, czasami przekrzykiwali przytłumionym głosem swoich sąsiadów, kiedy indziej dosadnie gestykulowali.
            Itachi stał w kącie, po części pochłonięty przez ciemność niewielkiego pomieszczenia. Światło świec tlących się nad głowami zebranych padało jedynie na kontur jego twarzy, lekko przekrzywionej. Dzięki bezruchowi i nie udzielaniu się w ogólnym poruszeniu pozostali członkowie klanu nie zauważali go, nie zadawali pytań, nie obdarzali czczym bądź nienawistnym spojrzeniem. Od zawsze miał zdolność do wtapiania się w tło, właściwie nigdy nie czuł z tego powodu dyskomfortu.
            Obserwując w ciszy coraz bardziej rozdrażnione twarze ludzi kotłujących się wokół niego, był prawie pewien, że długie oczekiwanie na przemówienie głowy klanu miało wzmóc niepokój i postrach wśród Uchihów; jego ojciec prawdopodobnie chciał zagęścić atmosferę w niedużym pomieszczeniu znajdującym się pod siódmą klepką. Większość osób miało niewielkie pojęcie o tym, jakie nastroje panowały w dzielnicy przeznaczonej dla najwybitniejszego z klanów, inni nie wiedzieli, dlaczego tajemne spotkanie zostało zwołane, a największa i jednocześnie najbardziej hałaśliwa grupa ciemnowłosych shinobi dość otwarcie wyrażała swoje poglądy na temat aktualnego porządku w Wiosce.
            Itachi wiedział, po co trzy dni temu jego ojciec przywołał go w nocy do swojego gabinetu, kilka godzin po powrocie Sasuke ze szpitala. Wiedział to już w momencie, w którym przekroczył próg granatowego pokoju, napotykając spojrzenie dwóch par ciemnych oczu – jednej surowej i pustej, drugiej pełnej troski i łagodności.
            Hokage też wiedział. Może dlatego to właśnie Itachi stał teraz w tym miejscu, tuż przy ścianie, stłoczony i pochłonięty przez ciemność nocy, obserwując i nasłuchując ludzi, których mijał od najmłodszych lat na ulicy.
            - Drodzy pobratymcy. – Kiedy usłyszał donośny, wibrujący głos, nie musiał nawet spoglądać na podwyższenie, by wiedzieć, że to nie jego ojciec przemówił. Słowa mężczyzny po jego prawej stronie, który w tym momencie wstał, ukazując niespodziewanie szerokie ramiona i umięśnioną, wyjątkowo sprężystą jak na swój wiek sylwetkę, były przepełnione długo skrywanym gniewem. Głos jego ojca zabarwiała zawsze ta sama nuta – władcza i bezdyskusyjna.  - Zebraliśmy się tutaj po to, by omówić to, co pochłaniało nasze myśli od dawien dawna, jednak teraz osiągnęło apogeum.
            Na sali zapadła cisza, od czasu do czasu przerywana szelestem ubrań czy stłumionym chrząknięciem. Itachi podniósł wzrok, przesuwając spojrzeniem po głowach zebranych, a tuż nad nimi, na samym środku, napotkał znajome, intensywne i chłodne spojrzenie.
Fugaku Uchiha wpatrywał się w miejsce, w którym stał jego syn przez dłuższą chwilę, zupełnie jakby mógł dostrzec coś prócz kilkudziesięciu bardziej lub mniej rozmytych twarzy, okalanych bujnymi, ciemnymi włosami. Zupełnie jakby wyczuwał znajomą energię, która przecież powinna znajdować się po jego lewej stronie, jak nakazywał obyczaj. I jak on pragnął.
- Wszyscy doskonale wiemy, że Konoha powstała dzięki naszej ingerencji. Klan Uchiha był jednym z pierwszych fundamentów Wioski Liścia. Od początku naszej historii cieszyliśmy się sławą wybitnych shinobi. Posiadaliśmy władzę i możliwości. Mogliśmy zmieniać Konohę. Mimo to nasi członkowie zaniechali rozlewu krwi i zawiązali pokój z drugim silnym klanem – Senju. – Przez salę przetoczyły się pomruki zdziwienia, kilka głów odwróciło się do swoich towarzyszy. Itachi obserwował reakcję kątem oka, wciąż nie spuszczając spojrzenia ze swojego ojca i mężczyzny ze starszyzny. Wyglądali tak, jakby liczyli na dokładnie taki odzew.
Itachi wiedział o pokoju pomiędzy dwoma potężnymi klanami. Wiedział również, że potomkowie jednego z nich obejmują stanowisko Hokage i podejrzewał, że jego ojciec użyje tego argumentu, by wzbudzić złość i poczucie zdrady u tej mniej wykwalifikowanej części klanu.
Duma i przynależność od zawsze były jedną z głównych cech Uchihów. Cech zupełnie zbytecznych.
- O, tak, zbrataliśmy się z klanem, który wytrenował pierwszych Hokage. Walczyliśmy ramię w ramię o wolność Konohy, tworzyliśmy prawo. Z przymrużonymi oczyma patrzyliśmy na to, jak obejmują władzę w naszej Wiosce. Nasi przodkowie nie zbuntowali się, gdy została przydzielona nam klanowa dzielnica, właściwie cieszyli się, że pozbędą się towarzystwa mniej utalentowanych shinobi. Przyzwyczailiśmy się do spojrzeń pełnych strachu, którymi obdarzają nas pozostali mieszkańcy naszej Wioski. – Głos mężczyzny podnosił się w miarę kolejnych słów. Jego sylwetka z każdą sekundą wydawała się być coraz wyższa, czujne oczy spod bujnych brwi omiatały skupione twarze ludzi zgromadzonych w niewielkim pomieszczeniu.
Itachi rozumiał, że mężczyzna był urodzonym mówcą, potrafił budować napięcie i odpowiednio intonować swoją wypowiedź. To była kolejna manipulacja jego ojca, dobranie osoby, która głosem potrafiła wzbudzić respekt i zaufanie jednocześnie. Zdawał sobie sprawę, że on sam wywoływał strach u większości z członków, dlatego powierzył to zadanie osobie słabszej, podatnej na jego uwagi.
- I skończyliśmy tutaj, ukryci pod deskami w naszej świątyni, obawiający się uszu ANBU. Ukrywamy się, gdy klan Senju wciąż czczony jest przez mieszkańców – zakończył ciszej, opuszczając wzrok. Cofnął się, wskazując ręką postać, która przez całą jego mowę stała tuż za Fugaku Uchihą, pochłonięta przez ciemność pomieszczenia.
Itachi ściągnął brwi, patrząc na krótkowłosą, wysoką dziewczynę, która stanęła na środku podwyższenia, wyprostowana i dumna. Omiotła spokojnym, pewnym siebie spojrzeniem członków jej klanu, nie zwracając uwagi na ciche szepty, które wypełniły salę.
Ayumi Uchiha, jego rówieśnica. Skończyła Akademię w wieku dziewięciu lat, władała Dotonem i Katonem, osiągnęła stopień jounina zaledwie rok temu, spektakularnie pokonując jednego z Hyuugów. W jego środowisku dużo się o niej mówiło. W przeciągu roku od swojego debiutu zyskała wiele przydomków, mniej lub bardziej trafnych. Najbardziej popularnym określeniem był Granatowy Ryś, dzieło Shisui’ego, który po raz pierwszy zobaczył ją w białej masce, gdy powykręcane, granatowe kosmyki wystające zza porcelany przypominały, jak twierdził, frędzelki.
- Nazywam się Ayumi Uchiha. Mam siedemnaście lat i dwa tygodnie temu brałam udział w kwalifikacyjnych egzaminach do elitarnej jednostki ANBU – odezwała się głosem potężnym i ochrypłym, zaciskając dłoń w pięść. To wystarczyło, by uciszyć głosy zwątpienia, które zaczynały nabierać na sile.  – Pokonałam dwóch przeciwników wybranych dla mnie przez elitarnego jounina. Jednym z nich był członek klanu Yamanaka, drugi Nara. Nie zaznałam większych obrażeń, wykorzystałam ninjutsu, taijutsu i genjutsu. Zaliczyłam testy na szybkość, wytrzymałość, siłę oraz umiejętności dodatkowe - przerwała, odwracając się w stronę wysokiego, barczystego mężczyzny, który teraz opierał się krzesło po lewej stronie Fugaku Uchihy.
- Ayumi nie dostała się do ANBU. Elitarny jounin, który ją sprawdzał, stwierdził, że…
- Posiadam umiejętności, które nie są pożądane w jednostce podległej wyłącznie Hokage! Stwierdził, że, jako Uchiha, nie nadaję się do zespołu, który będzie wykonywał tajne misje! - wykrzyknęła, uderzając się otwartą dłonią w pierś. Przerwała przedstawicielowi starszyzny, który skwitował jej niesubordynację skrzywieniem cienkich warg, jednak gdy z sali dobiegły go pełne niedowierzania parsknięcia, wyraz jego twarzy powrócił do obojętności.
Wystąpienie dziewczyny wzbudziło w członkach klanu zwątpienie. Na twarzach  niektórych z nich widział zaskoczenie, jakby wiadomość o tym, że ich klan został tak znieważony, była niemożliwa do przyjęcia.
On przyglądał się temu ze spokojem, nie spuszczając jednak wzroku z Ayumi Uchihy, która wymieniła teraz porozumiewawcze spojrzenia z jego ojcem.
            Wiedział, że kłamała. Rekrutant, który przechodzi przez egzaminy, zostaje wyłoniony z shinobi Wioski przez Radę. Decyzję o tym, czy zakwalifikował się do ANBU,  zostaje podjęta tuż po walce z kapitanem jednego z oddziałów. Kapitan nigdy nie uzasadnia odmowy.
            Ayumi Uchiha albo nie dostała propozycji członkostwa w elitarnej jednostce, albo jej umiejętności nie były wystarczające, by przejść test, co dało jej pretekst do wymyślenia historii o niemocy Uchihów.
            Podejrzewał, że pierwsza opcja była tą prawdziwą, jednak z racji tego, że jej dokonania były znane na całą Wioskę, a jutsu rozwinięte, nikt z obecnych na sali nie zwątpił w taką wersję wydarzeń.
            Nikt prócz niego.
            Odchylił głowę, gdy wzburzenie zaczęło nabierać na sile, członkowie dyskutowali między sobą, kilka osób pokrzykiwało coś do Ayumi, która, z obojętnym wyrazem twarzy, zeszła z podwyższenia, chowając się w cieniu pomieszczenia dokładnie tak, jak on.
            - Jak sami słyszeliście, nie dość, że została nam odebrana władza, zostaliśmy zepchnięci w wyludnione dzielnice Wioski, to jeszcze pozbawili nas prawa do służenia tuż pod Hokage. Wszystko to działo się na przestrzeni lat, cicho i dyskretnie. Przyznaję, że sami zrozumieliśmy to, w co pogrywa Rada, dość niedawno, gdy skutki zaczęły być widoczne. Zostaliśmy bez wyjścia, drogi odwrotu. Klan, który stabilizował siłę Kraju Ognia.
            Klan, który, według wierzeń ludności i Hokage, maczał palce w ataku Kyuubi’ego sześć lat temu. Klan, który jako jedyny ma władzę nad dziewięcioogoniastą bestią. Klan, którego dwójka przedstawicieli, Mikoto i Fugaku Uchiha, znikli w pamiętny dzień. On o tym wiedział. Jego ojciec postanowił to przemilczeć. A podwładni postanowili nie pamiętać.     
            - Więc co mamy robić? - krzyknął długowłosy, smukły mężczyzna, który wstał, zwracając się bezpośrednio do mówcy.
            - Walczyć. - Po raz pierwszy odezwał się Fugaku Uchiha, wciąż nieco wycofany. Siedział na krześle, policzek opierając na zgiętej ręce. Lustrował pomieszczenie chłodnym i trzeźwym spojrzeniem, co w połączeniu ze spokojnym, władczym głosem, natychmiast uciszyło wrzawę.
            Członkowie klanu wpatrywali się w niego z wyczekiwaniem, świadomi tego, co znaczyły jego słowa, w wielu wypadkach już gotowi na zarządzoną wojnę.
            - Blisko Hokage posiadamy szpiegów, którzy będą informowali nas o każdej decyzji, jaką podejmie. Z wyprzedzeniem poznamy jego ruchy, co ułatwi nam zorganizować ciche powstanie. Nie będziemy walczyć jak barbarzyńcy o utracone prawa. Stworzyliśmy tę wioskę więc nie zadamy jej ran. Ludzie słusznie wciąż boją się sharingana. Po prostu musimy wyjść z klanowej dzielnicy.
            Później był wrzask, chaos i liczne zdeterminowane spojrzenia. Były ściągnięte brwi, pięści i dumne postawy.
            On wycofał się równie niezauważenie, jak się pojawił. Znikł w ciemności, przymykając zmęczone oczy.
            Widział wiele. Rozumiał manipulację i ignorancję. Znał nastroje członków klanu, widział ich determinację. Od dzieciństwa znał siłę.
            Według jego ojca był jednym z nich. Według Hokage potrafił dostrzec dużo więcej.
            Konoha pogrążona była we śnie. Cicha i spokojna tak różniła się od gwaru i tłoku, jaki panował tu za dnia. Gdyby nie miejsce, które właśnie opuścił, mógłby powiedzieć, że o tej porze nikt nie spiskował, nie śledził, nie walczył o życie i wolność, jak za dnia. Mógłby powiedzieć, że on, kapitan ANBU, nie miał tu nic do roboty.
            Później jednak wskoczył na dach świątyni, kierując się w stronę biura Hokage, w którym wciąż oczekiwano raportu kapitana szóstego uderzeniowego oddziału ANBU.
             

            Płomienie zawzięcie lizały patyk, który wsadziła prosto w żar. Napawała się cichymi, ostrzegawczymi syknięciami ognia, jego nagłymi, czerwonymi rozbłyskami otulającymi jej twarz światłem bardziej jaskrawym, niż blask księżyca.
            To była swoista rozrywka. Wpychanie patyka do ognia i czekanie na jego reakcję, która była tysiąc razy żywsza od reakcji ludzi otaczających ją od kilku dni.
            Znajdowali się w połowie drogi do Oto, niedaleko Doliny Końca. Shisui zarządził kolejny postój, trójka jego podwładnych wykonała rozkaz bez sprzeciwu. Dokładnie wiedzieli, co mają robić, każdy z nich rozszedł się w inną stronę; chłopak z dziwnymi, białymi oczami przysiadł na najwyższym z otaczających ich drzew,  ciemnowłosa dziewczyna znikła w cieniach puszczy, wyruszając na zwiady, a Anko stała nieruchomo na warcie, co jakiś czas podrywając szybko głowę, gdy jakieś zwierze przebiegało niebezpiecznie blisko ich obozu. Była wyjątkowo skupiona i Amaterasu z przekąsem zauważyła, że kobieta w czasie całej tej podróży nie zwróciła się do niej ani jednym słowem.
            Nawet Shiro i Ryu oddalili się od ogniska, choć na początku wizja pomocy najemników zbulwersowała oddział. Shisui stwierdził, że nie zna ich umiejętności i nie może ufać celom, dlatego lepiej będzie, gdy pozostaną przy, jak to ujął, ich księżniczce. Dopiero w momencie, w którym odezwała się po raz pierwszy w czasie podróży, zarzucając mu brak ufności do osądów i decyzji Hokage, który połączył Shiro i Ryu z jego oddziałem, zamilkł i zaczął rozważać jej propozycję.
            Chwilę później dodała, że przecież i tak brakuje im jednego członka oddziału, dlatego pomoc od najemników nie będzie pozbawiona sensu. Shisui na ten argument przytaknął , oddalając ich do bezpiecznych i niewymagających zbytnich umiejętności zajęć; zbierania chrustu i polowania.
            Ryu zajął się drewnem, a Shiro, dzięki umiejętności wykrywania energii, polował.
            W tym momencie gratulowała samej sobie pomysłu odesłania ich, bo od dwóch godzin siedziała samotnie przy ognisku, otulona kocem, pozbawiona jakiegokolwiek zadania. I wbijała spopielony patyk w żar, ignorując kiełbaskę, która wyraźnie już zwęglona wręcz prosiła się o zdjęcie z gałęzi.
            Była wykończona podróżą, tempem, jakie narzucił Shisui, prawdopodobnie rozkoszując się jej zdyszanym oddechem i kroplami potu, które już po pół godzinie wystąpiły na czole. Nie była przygotowana na taki wysiłek, rany po ataku na Konohę wciąż jej doskwierały, ciało  wciąż reagowało na nagły i brutalny ubytek chakry, a samopoczucie… wciąż pozostawiało wiele do życzenia.
            Nie odezwała się jednak ani słowem, być może z przyzwyczajenia nie chcąc dać satysfakcji jednemu z posiadaczy sharingana. Zacisnęła usta i biegła dalej, świadoma tego, że gdyby wywiązała się walka, ona zasnęłaby w połowie rzucania pierwszego kunai’a.
            Teraz z jękiem niezadowolenia przywitała nasilający się ból w ramieniu. Rana po sztylecie była idealnym sygnalizatorem jej zmęczenia - gdy osiągało poziom alarmowy, rana wyła paraliżującym bólem, prosząc o zmienienie opatrunku.
            Westchnęła, zrzuciła z siebie koc, a w ślad za nim poszła duża, szara koszula Shiro, którą pożyczył jej tuż po opuszczeniu Konohy. Lasy Kraju Ognia były gęste, a co za tym idzie, temperatura spadła o kilka stopni tuż po oddaleniu się od terenów Wioki Liścia.
            Pozostała w samym sportowym staniku, witając chłód nocy dreszczami i gęsią skórką. Ostrożnie rozwinęła bandaż na ramieniu, marszcząc nos. 
            - Ohydnie wygląda ta rana. - Na dźwięk rozbawionego, miękkiego głosu skrzywiła się jeszcze bardziej. Spojrzała na Shisui’ego znad nowej rolki bandażu, wykrzywiając usta w sztucznym uśmiechu.
            Chłopak zaśmiał się pod nosem, jego błękitne, kocie oczy rozbłysły satysfakcją,  a on sam oparł się o drzewo, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
            - Jak na razie wszystko jest w porządku. Żadnych śladów najemników czy choćby uchodźców z Oto. Chyba naprawdę wszystkich tam powybijali, jednak oddział pozostanie do rana na swoich stanowiskach.
            Zignorowała jego słowa, przyglądając się smukłej sylwetce, którą teraz oświetlały jedynie tańczące płomienie, nadając jego twarzy nieco łagodniejszych rysów. W ciemnościach jego włosy wyglądały na gładsze i bardziej lśniące, oczy wydawały się ciemniejsze, a cyniczny uśmiech przygasł.
            Przełknęła głośno ślinę zdając sobie sprawę z tego, że przez chwilę wydawało jej się, że patrzy na Itachi’ego, nawet jego ruchy były podobne, równie płynne i wyważone.
            Ściągnęła brwi i powróciła do bandażowania, starając się nie patrzyć  w jego stronę.
            Musiała być naprawdę zmęczona.
            - To na czym stanęły wasze relacje? - Drgnęła, gdy jego głos nie brzmiał dużej miękko i cynicznie, był spokojny, niski i zachrypnięty. Syknęła, kiedy z nieuwagi dotknęła palcami rany przy obojczyku.
            - Na tym, na czym stają relacje uczennica-nauczyciel, Lisie - odpowiedziała wesoło, unosząc wzrok.
            Uśmiech znikł z jej twarzy gdy zobaczyła, że Shisui nie stał już dłużej przy drzewie, teraz znalazł się niebezpiecznie blisko niej, stojąc tuż nad jej pochyloną sylwetką. Gdy podniosła wzrok, nie zobaczyła błękitnych czy ciemnych oczu, widziała szkarłat i czerń.
            Widziała sharingana, który błyszczał złowrogo w ciemności.
            Nie wiedziała, w którym momencie znalazła się przy jednym z drzew, uderzając boleśnie gołymi plecami o chropowatą korę. Silna i umięśniona ręka odgrodziła jej drogę ucieczki, a ciepły oddech owionął policzek.
            Ze zdziwienia i bezradności jęknęła, wdychając otumaniający zapach męskiego potu, zimnego poranka i piżmu.
            Doskonale znała ten zapach, doskonale znała specyficzny strach, który ogarnął teraz każdą komórkę jej ciała. Znała jeszcze ciepło tego ciała i głębokie spojrzenie, które teraz przygwoździło jej postać.
            Trzęsła się, walcząc z myślą, że właśnie patrzyła na Itachi’ego. Itachi’ego pozbawionego maski i ran po walkach, które odbył.
            Zupełnie oszołomiona starała się wyrwać z jego żelaznego uścisku, jednak on jak zwykle był silniejszy, przygważdżając ręką jej nadgarstki tuż nad głową. Syknęła z bólu, czując, jak szwy na ranie zaczynają puszczać.
            - Zadałem pytanie. Odpowiedz. - Usłyszała niskie mruknięcie gdzieś pomiędzy obojczykiem i szyją, później poczuła gorący oddech wędrujący do góry.
            Nie wiedziała, czy gęsia skórka wywołana była przez chłód nocy, czy jego oddech, spojrzenie i rękę, która wciąż znajdywała się niebezpiecznie blisko twarzy.
            I właśnie ta ręka chwyciła jej podbródek, zmuszając ją do uniesienia wzroku. Do tego momentu była przekonana, że bezsenność, walki i długa podróż wywołały omamy, które musiała po prostu przeczekać, by następnie nadrobić ubytek we śnie, jednak w momencie, w którym ujrzała ściągnięte brwi i szkarłatne oczy wpatrzone w nią z chłodem, wyższością i jednocześnie fascynacją, uświadomiła sobie, że człowieka przed nią nie można było uznać za omam. Omamy nie patrzyły w tak charakterystyczny dla Itachi’ego sposób.  
            Później znów wciągnęła jego zapach, który w tym momencie kojarzył jej się jedynie z deszczem i mokrą ziemią, z herbatą i kawą, z ciemną posiadłością, w której mieszkał, z drobnymi dłońmi Sasuke, z bólem i satysfakcją, z jego ciemnymi, bezdennymi tęczówkami, z każdym spojrzeniem pełnym chłodu i zaintrygowania.
            Zapach, który kojarzył jej się z domem.
            Później już nie myślała, gdzie kończył się omam, a zaczynał prawdziwy Itachi. Wydawało jej się, że śni, świat był tak rozmazany i jednolity, liczył się zapach, spojrzenie i dotyk, silny i delikatny, zadający ból i łagodzący go, pełen gwałtowności i opanowania. Wiedziała, że Itachi dotyka w taki sposób, absurdalne zestawienie wszystkich jego cech, które doprowadzały ją do złości, zrezygnowania i fascynacji.
            W tym momencie doprowadzał ją do zmrużonych powiek, drżących, bezwładnych rąk, do gęsiej skórki i gwałtownych uderzeń gorąca. Tym razem to ona była bierna, a on podejmował działanie.
            To on wpił się w jej usta, to on odebrał jej oddech i zdolność logicznego myślenia.
            Nigdy nie wyobrażała sobie pocałunku Itachi’ego Uchihy, ale teraz wiedziała, że byłby dokładnie taki - zaborczy, by zrozumiała, że to on jest górą, że gdy tylko chce, może ją posiąść. I delikatny, by nigdy nie dowiedziała się czy nie była to jej wyobraźnia.
            - Shisui! Co ty wyprawiasz!?
            Potem był gwałtowny upadek, świat zatrząsł się i rozpadł na kawałki, niebo i twarz Itachi’ego rozsypały się pomiędzy jej palcami.
            Uderzył w nią chłód, zapach ogniska, o którym zupełnie zapomniała, zapach puszczy i ból, który promieniował z ramienia i głowy.
            Na chwilę przestała oddychać, zbyt wiele bodźców uderzyło w nią naraz, nagle poczuła chłodną i wilgotną ziemię, a jej ramionami ktoś potrząsał.
            - Fumiko! Spójrz na mnie, do cholery! - spełniła prośbę z wysiłkiem, unosząc na wpół przytomne spojrzenie na ciemnowłosą kobietę, która zdjęła swoją okrągłą maskę i przyglądała jej się teraz zmartwionym wzrokiem.
            - A-anko…? - wydusiła, dziwiąc się, że jej głos był ochrypły i łamiący się.
            Ale kobieta, widząc, że odzyskała przytomność i władzę nad swoim ciałem, wstała i odwróciła się dynamicznie, podchodząc z zaciśniętymi pięściami do drugiej siedzącej postaci.
            - Popierdoliło cię!? Genjutsu? Chciałeś ją zabić? Znowu mieszałeś komuś w głowie?
            Mężczyzna wyprostował się z wysiłkiem, a jego twarz wykrzywiało zmęczenie i zirytowanie. Spojrzał przelotnie na wściekłą Anko, której krzyki przywołały resztę oddziału, zmierzających w ich stronę szybkim krokiem, a później przeniósł ciężki wzrok na nią.
            Zbladła, poczuła, jak świat znów wiruje, gdy uśmiechnął się z satysfakcją, a jego oczy rozbłysły. Niebieskie, nie czarne.
            Shisui, nie Itachi.
            Chyba chciała wstać i uderzyć go, chciała coś powiedzieć, wykrzyknąć, jednak ciało odmówiło posłuszeństwa, nogi zadrżały, a ona znów wylądowała pod drzewem, z bladą i spoconą twarzą. Bezradna.
            Na ustach wciąż czuła gorący oddech, w powietrzu wciąż unosił się zapach piżmu.
            Tępy wzrok utkwiła w zbliżającym się Shiro, który obrzucił ją zmartwionym wzrokiem, a następnie wziął jej bezwładne ciało na ręce. Nie protestowała, miękkość jego uścisku przywitała z ulgą.
            Znad grzywy białych jak śnieg kosmyków dostrzegła oddalającą się, wysoką sylwetkę, która, jakby czując jej spojrzenie na plecach, odwróciła się.
            Usta Shisui’ego ułożyły się w standardowym, cynicznym uśmiechu, a jej wciąż się wydawało, że były nieco zaczerwienione, zupełnie jak po długim, namiętnym pocałunku.
            - To tak się nazywają relacje uczennica-nauczyciel? - I odszedł, ignorując jej sztuczny uśmiech i odległe spojrzenie.
            Pierdolony Uchiha.
            I choć patrzyła na plecy Shisui’ego, nie miała pojęcia, do którego z nich odnosiła się ta myśl.


            Bezszelestnie przysiadł w progu rozsuwanych drzwi swojego pokoju. Napiął mięśnie, wyciszył oddech, przygotował się do ataku; jego organizm automatycznie reagował tak na każde nowe, nieznane miejsce. Instynkt shinobi przygotowywał go do ewentualnej walki.
            Problem polegał jednak na tym, że Itachi stał w wejściu do swojego pokoju, umieszczonego gdzieś w środkowej części rezydencji, której zakamarki poznawał od najmłodszych lat.
            I patrząc na pomieszczenie skąpane w promieniach wschodzącego słońca, nie poznawał go. Miejsce, w którym dorastał, odebrał jak każdy inny budynek czy pokój. Jak część misji.
            Przeszedł przez próg, rzucając maskę ANBU na posłane łóżko. Mikoto codziennie zaglądała do surowo wyposażonego pokoju, szukając rzeczy, które znajdowały się nie na swoim miejscu. Każdego dnia zastawała ład. Każdego dnia widział ślady po drobnych dłoniach, które wygładzały posłanie.
            Dzisiaj posłanie pozostało nietknięte, całą noc spędził poza domem. Mikoto i Fugaku przekonani byli, że dostał ważną misję poza granicami Wioski. Ze względu na to, że, według nich, był jednym z dwóch szpiegów, którzy przynieść mieli Uchihom zwycięstwo, przystanęli na brak jego obecności na Posiedzeniu. I tuż po nim.
            Pozbył się więc idealnie czystego ubrania ANBU, które mogłoby przyciągnąć bystre spojrzenie Fugaku Uchihy, zastępując je zwykłym, czarnym golfem z haftowanym herbem klanu.
             Szara kamizelka z niespodziewanym ciężarem upadła na ziemię. Coś zadzwoniło w jednej z kieszeni, uderzając o panele.
            Zmarszczył brwi, ostrożnie podnosząc ubranie. Sięgając do kieszeni, poczuł na skórze chłód metalu.
            W dłoni trzymał naszyjnik wykonany z imitacji srebra. Trzy niewielkie kółka były połączone cienkim rzemykiem, przerwanym w połowie długości. Pamiętał dzień, w którym zobaczył go po raz pierwszy na straganie we wschodnich okolicach Wioski, miejscu, które teraz było doszczętnie zniszczone przez ostatni najazd najemników. 
            Pamiętał, że Daimyo kupiła właśnie ten naszyjnik, mając do wyboru dużo bardziej kobiece i delikatne.
            Trzy kółka, rzemyk.
            Pamiętał, że właśnie ten naszyjnik pękł mu w dłoniach, gdy Daimyo spadała z muru otaczającego Wioskę, tuż po tym, jak uratowała mu życie. Metalowe kółka rozbłysły wtedy światłem z wybuchów, które ich otaczały, a czerwone, znajome oczy ożywiły się, rozbłysły strachem, drobna dłoń sięgała ku jego własnej.
            Wtedy musiał schować pęknięty naszyjnik do kieszeni, zapominając o nim w chwili, gdy zapach bzu znikł, stłumiony przez kurz i spaleniznę zniszczonej Wioski Liścia.
            Ściągnął brwi, kładąc zniszczony naszyjnik na niewielkim stoliku tuż obok futona. Teraz nie posiadał właściciela. Podejrzewał, że Mikoto, gdy wejdzie o poranku do jego pokoju, będzie wiedziała, co zrobić z nieprzydatnym przedmiotem.
            Ubranie ANBU schował w jednej z niewielkich szuflad, które znajdowały się w jego szafie. Złożone w kostkę i przykryte zwojami, było niewidoczne dla ciekawskich oczu, które czasami niespodziewanie przekraczały progi jego pokoju.
            Chciał opuścić pomieszczenie, wciąż skąpane w świetle różowego, wschodzącego słońca. Powoli słyszał gwar budzącej się do życia Wioski dochodzący z ulicy, przy której stała posiadłość głowy klanu.
            Uchiha Itachi porzucił nocne życie wraz z pozbyciem się z twarzy porcelanowej maski. Gdy słońce wschodziło, był częścią klanu, wybitnym shinobi, synem i bratem, do niedawna nauczycielem. Nikt nie śmiał nawet pomyśleć o tym, że wraz z zachodem słońca stawał się szpiegiem.
            Chciał więc powrócić do roli wybitnego shinobi, jednak usłyszał huk, a następnie ciche stęknięcie.
            Jego instynkt szpiega sam zareagował, wyciszył chakrę, wyostrzył słuch. Kunai sam znalazł się w jego dłoni, oczy same znalazły niewielkie wybrzuszenie i cień w drzwiach prowadzących na korytarz.
            Jednak z racji tego, że słońce już wstało, oblewając jego sylwetkę ciepłymi promieniami, nie pozwolił instynktowi wyrzucić kunai’a w cel. Bezszelestnie znalazł się tuż przy drzwiach, odsuwając je błyskawicznie.
            Szelest, uderzenie ciała o podłogę i zaskoczone westchnienie.
            Z dołu spojrzały na niego zaspane, ciemne jak heban oczy, które zdezorientowanym spojrzeniem omiotły jego twarz.
            - Nii-san? - Sasuke Uchiha nie powstrzymał ziewnięcia, przykładając do ust rękę, w której ściskał rzeźbiony sztylet. Starszy niż oni wszyscy razem wzięci.
            Itachi wypuścił powietrze nosem, chowając kunai’a do kieszeni tak, by umknęło to wciąż zaspanym oczom Sasuke.
            - Nii-san, ja… zasnąłem – stwierdził chłopak, rozglądając się po korytarzu, na którym musiał spędzić dzisiejszą noc. - Czekałem na ciebie i zasnąłem.
            Czuwał pod jego pokojem przez całą noc. Musiał wymknąć się z zupełnie innej części posiadłości, umykając czujności jego ojca i czekając na niego.
            A on niemal rzucił w niego kunai’em. W każdej chwili mógł zobaczyć jego maskę, jego nienaruszone ubranie. Mógł powiedzieć o tym ojcu. Mógł go zdemaskować.
            Zasnął. A co gdyby tak się nie stało? Czy w obowiązku szpiega było pozbywanie się przeszkód, które mogłyby zagrozić jego misji?
            Czy musiałby zabić sześcioletniego brata, który czekał pod jego pokojem przez całą noc?
            Westchnął, ignorując zaciekawione spojrzenie Sasuke. Musiał odstawić go do jego własnego pokoju, nim posiadłość zbudzi się do życia.
            Sasuke nie protestował, gdy wziął go na plecy. Zacisnął drobne dłonie na jego golfie, oplatając go nogami i rękoma. Nad uchem słyszał jego spowalniający oddech.
            - Nii-san, pójdziemy razem potrenować? - odezwał się cicho, uparcie lecz nieskutecznie walcząc z nadchodzącym snem.
            Itachi trzymał swojego młodszego braciszka, nie pozwalając mu upaść. Skręcił w kolejny korytarz ogromnej posiadłości Uchihów, stąpając cicho i pewnie po zakamarkach, które znał przecież od dzieciństwa.
            - Następnym razem, Sasuke. Następnym razem - odpowiedział równie cicho, gdy do jego uszu dotarł spokojny, równomierny oddech brata.

            Kiedy przykrywał Sasuke kołdrą w shurikeny, słońce wpadało już do pomieszczenia przez rozchylone drzwi prowadzące na dziedziniec. Dzień wstał, słyszał ciche rozmowy służek, które, rozpoczynając pracę, przechodziły przez niewielki placyk w centrum posiadłości. Co chwilę wybuchały stłumionym chichotem. Słyszał odległe krzyki shinobi Uchiha, którzy trenowali zaledwie dwieście metrów od zachodniego wejścia do posiadłości. Komendy mieszały się z hukiem drewna uderzającego o drewno - wywnioskował z tego, że dzisiaj zajmowali się walką kataną.
            Słyszał przyjemny, czysty głos nucący cichą melodię. Mikoto już wstała, ostrożne kroki utwierdziły go w przekonaniu, że krzątała się po pokoju, który oddzielony był od tego Sasuke jedynie cienkim shouji.
            Jeszcze raz spojrzał na twarz młodszego Uchihy, spokojną i bladą. Zastanawiał się, do jakiego momentu jego twarz we śnie wyglądała równie beztrosko, co Sasuke. Czy kiedykolwiek wyglądała.
            Opuścił pomieszczenie, uprzednio zamykając drzwi na dziedziniec, z którego wciąż dobiegały chichoty i szmer cichych rozmów. Jego sześcioletni brat potrzebował długiego i mocnego snu, by w przyszłości stać się równie niezawodnym shinobi, co jego wzór.
            Itachi miał tylko nadzieję, że będzie shinobi i za dnia, i w nocy.
            Wszedł na dziedziniec, przechodząc obok niewielkiego oczka, którego woda spływająca po kamiennych schodkach wiecznie wypełniała placyk przyjemnym dźwiękiem chlupotania. Minął dwie służki, jedną w podeszłym wieku, drugą wyglądającą na niewiele starszą od niego. Kiedy przesunął po nich spokojnym spojrzeniem, umilkły, odchrząknęły, jakby ich przerwana rozmowa dotyczyła właśnie niego i pospiesznie oddaliły się, trzymając w  drżących dłoniach brudne pościele i ubrania.
            Przeszedł obok pawilonu Fugaku Uchihy, wiecznie zamkniętego na zewnętrzny świat. Wiecznie ciemnego, wypełnionego niezmąconą ciszą. Jako dziecko nie zapuszczał się w te tereny posiadłości, nie lubił ciszy i zaduchu wywołanego przez stojące pomiędzy papierowymi ścianami powietrze.
            Teraz przywykł do tego, podobna cisza i zaduch panowały w trakcie walki, gdy oczekiwało się na ruch przeciwnika.
            - Twój brat potrzebuje dużo snu - stwierdził Fugaku Uchiha gdzieś za jego plecami, wraz ze słowami uwalniając wcześniej stłumioną chakrę.
            Itachi nie odpowiedział. Spojrzał na niego przez ramię, lokalizując jego sylwetkę opartą o rozchylone drzwi. Mimo tego, że strój kapitana policji zamienił na zwykłą, grafitową yukatę, wciąż wyglądał równie dumnie i pewnie, co zaledwie kilka godzin temu w pomieszczeniu ukrytym pod siódmą klapką.
            Zrozumiał, że tymi słowami Fugaku Uchiha chciał dać mu do zrozumienia, że nie powinien był dopuścić do sytuacji, w której Sasuke zachowałby się tak nieodpowiedzialnie. Normalnie, jak na swój wiek.
            Zupełnie jakby żądał, by Itachi ograniczył kontakt z jego drugim synem.
            Zmarszczka na czole Fugaku Uchihy pogłębiła się, gdy zmierzył go czujnym spojrzeniem szarych oczu.
            - Jak poszła misja?
            Przekrzywił głowę, wahając się nad odpowiedzią.
            - Powiodła się.
            Mężczyzna skinął prawie niezauważalnie głową, wciąż nie wyjmując dłoni z rękawów yukaty.
            - Musisz nadrobić zaległości. Wczorajsze posiedzenie przyniosło wiele zmian. - Niski tembr jego głosu zawibrował na słowie „musisz”.
            - Nie.
            Powiedział to, nie spuszczając wzroku ze starszego Uchihy. Nie mówił głosem przepełnionym jakimikolwiek emocjami, jego twarz nie drgnęła, jednak widząc reakcję Fugaku, którego oczy zwęziły się niebezpiecznie, a usta wykrzywiły w grymasie, dodał po chwili:
            - Hokage zapowiedział wiele misji ANBU w najbliższym czasie.
            Twarz mężczyzny rozluźniła się nieco, kiedy nie dostrzegł żadnych zmian w spokojnej sylwetce swojego syna.
            Fugaku Uchiha nie należał do osób ślepych. Od dwudziestu lat był kapitanem policji w Konoha-Gakure, pełnił również rolę głowy klanu Uchiha. Jego stanowisko nie dopuszczało, by pozbawiony był zdolności dostrzegania szczegółów, łączenia ich w fakty.
            Doskonale znał swoich pracowników, potrafił poznać zamiary shinobi po jego zachowaniu. Był podejrzliwy i czujny.
            Problem polegał jednak na tym, że Fugaku Uchiha nie miał pojęcia o swojej rodzinie. Nie znał jej tak, jak shinobi, nie dostrzegał tego, że jest osobną całością, że nie można zrozumieć jej miarami kapitana policji. Nie widział każdego domownika z osobna. Nie wierzył, że któryś z nich mógłby wyznawać inne prawdy, niż on sam.
            W domu jego czujność i podejrzliwość ograniczała się do kontrolowania wypełnianych przez rodzinę obowiązków wobec klanu.
            Jego własne ograniczenie zaprowadziło go do sytuacji, w której się znalazł. Do tego, że jego syn był podwójnym szpiegiem, a on wierzył w każde jego słowo.
            - Jesteś naszym asem w rękawie, Itachi, pamiętaj o tym. Klan powierzył ci swój los. Nie możesz zawieść.
            Był szybki. Itachi drgnął niezauważalnie, gdy Fugaku pojawił się tuż przed nim. Sylwetka starszego Uchihy była postawniejsza, ramiona szersze, ręce bardziej umięśnione.     
            Gdy spojrzał na niego z góry, a jego sharingan rozbłysnął, Itachi zrozumiał, że to miała być groźba.
            Uniósł spokojne, puste spojrzenie na twardą twarz starszego Uchihy i odwrócił się, wbijając ręce w kieszenie.
            - Nie będzie mnie na kolacji.
            Odchodząc, słyszał jak Fugaku wypuszcza powietrze nosem. Na plecach czuł palące, czujne spojrzenie sharingana.
            W tamtym momencie nie żałował, że jego rola nie ograniczała się jedynie do tej za dnia. Przez chwilę nie widział absurdu sytuacji, w której się znalazł.
            Była to jednak jedna, ulotna chwila, bo sto metrów za pierwszym zakrętem oddzielającym blok głowy klanu od reszty rezydencji stało dwóch zakapturzonych shinobi.

            Kiedy klęczał w biurze Hokage, słońce było już w zenicie, a jego promienie wlewały się leniwie do okrągłego pomieszczenia przez duże okna. Głowę miał opuszczoną, mimo to czuł na powiekach uporczywe światło, wyjątkowo silne i jasne.
            Hokage złamał umowę. Itachi zgodził się na przekazywanie informacji o nastrojach i planach w dzielnicy klanowej pod warunkiem, że żaden obcy ANBU nie przekroczy granicy rezydencji jego rodziny. Wiedział, że sprawdzi się w tej roli najlepiej, chciał wyeliminować jakiekolwiek szanse na niepowodzenie. Co, gdyby ciekawski Sasuke natknął się kiedyś na shinobi w porcelanowej masce?
            Tego dnia jednak dwóch ANBU pojawiło się w pawilonie jego ojca. Ich obecność nie groziła zdemaskowaniem jego roli, Fugaku był świadomy tego, że jego syn jest kapitanem jednej z jednostek, jednak Itachi nie chciał obcych na terenie rezydencji. Nie chciał, by ktokolwiek obcy mieszał się w sprawy jego klanu.
            Nikt bowiem nie mógł zrozumieć tej sytuacji lepiej, niż sam Uchiha.
            Teraz klęczał, opuszczając głowę przed Hokage i pozostałymi członkami tajnego posiedzenia. Kiedy pojawił się w gabinecie, słońce, niepowstrzymane przez żadne zasłony, uniemożliwiło mu rozpoznanie zacienionych postaci. Dwójka ANBU, którzy eskortowali go do Kwatery Głównej, wyjątkowo czujnie śledząc jego ruchy, opuściła gabinet tuż po delikatnym kiwnięciu głowy osoby, która siedziała pośrodku podłużnego stołu. Z tego ledwo zauważalnego ruchu wywnioskował, że to Hokage znajdował się w połowie stołu, siedząc dokładnie naprzeciw niego.
            W pomieszczeniu panowała cisza. Itachi milczał, wpatrując się spokojnym wzrokiem w podłogę. Czekał na wyjaśnienia. Czwórka postaci milczała, bacznie go obserwując. Czekali na jakąś reakcję z jego strony, przejaw zniecierpliwienia.
            Po dłuższej chwili Hokage odchrząknął cicho, odrywając tym samym spojrzenia pozostałej trójki od jego osoby.
            - Itachi Uchiha, kapitan szóstego uderzeniowego oddziału ANBU, zamieszkujący dzielnicę klanu Uchiha, syn Fugaku Uchihy, kapitana policji w Konoha-Gakure i głowy klanu, oraz Mikoto Uchihy, chuunina Wioski Ukrytej W Liściu. Brat Sasuke Uchihy, aktualnie uczęszczającego do Akademii. – Monotonny, nieprzyjemnie skrzekliwy głos należał bez wątpienia do kobiety po lewej stronie Hokage. Odezwała się w momencie, w którym Trzeci ściągnął brwi i spojrzał na nią ze zniecierpliwieniem. Jej pomarszczona, pulchna dłoń zacisnęła się wtedy na karcie, na której jego życiorys ograniczał się do krótkich, treściwych informacji.
            Później nastąpiła cisza, w której cztery pary spojrzeń spoczęły na nim, czekając na przytaknięcie.
            A on wciąż milczał, pochylony przed Hokage, z przymkniętymi oczyma. Słońce nie padało już na jego powieki, schowało się za gęstymi, burzowymi chmurami.
            - Tak, to on, Koharu. – Znużony głos Hokage uprzedził go. On skitował to uniesieniem powiek, a Koharu Utatane, członkini Rady Konohy, niezadowolonym prychnięciem.
            - Oczywiście, że on. Tylko Uchiha jest na tyle arogancki, by ignorować pytanie Rady – Danzo Shimura mówił wiecznie tym samym głosem; oschłym, cichym i  zachrypniętym. Kiedy Itachi zobaczył go po raz pierwszy, w trakcie pojedynku, od którego zależało czy zostanie przyjęty do ANBU, patrzył na niego z chłodną ignorancją. Nie wierzył, że Hokage przystanie na Uchihę w składzie elitarnych jednostek.
            Tak się jednak złożyło, że w tym momencie był kapitanem jednego z najbardziej niezawodnych oddziałów.
            - Te uwagi możesz zostawić dla siebie, Danzo. - Hokage rzadko kiedy bywał wyprowadzony z równowagi, jednak teraz jego chakra nie była stłumiona, a głos wibrował gniewem.
            - Nie, nie mogę. To idealny moment, by porozmawiać o wadach wybitnego klanu Uchiha. Czy nie po to się spotkaliśmy?
            Itachi podniósł głowę, patrząc prosto w nieduże, czujne oko Danzo. Twarz mężczyzny stężała, kiedy nie drgnął, nie opuścił oczu, jego spojrzenie pozostało spokojne.
            Doskonale wiedział, po co zostało zwołane to spotkanie. Rada nie była wzywana na co dzień. A to, co dzisiejszej nocy przekazał Hokage, nie było codzienną porcją informacji.
            - Dosyć. – Tym razem to nie Hokage przerwał Danzo, tym razem odezwał się Homura Mitokado, były członek drużyny Trzeciego, teraz jeden z głosów rady. Pochylił się w krześle, rzucając Danzo karcące spojrzenie. Później przeniósł wzrok na niego.
            - Itachi Uchiha, czy przyznajesz się do działania na rzecz wioski, które zaowocowało wykryciem spisku w dzielnicy klanu Uchiha?
            Więc tak dzisiaj nazywało się szpiegowanie własnej rodziny. Przymknął oczy, a Homura uznał za stosowne, by kontynuować, splatając dłonie tuż przed twarzą.
            - Czy dalej twierdzisz, że Fugaku Uchiha, głowa klanu, ma zamiar wykorzystać swoje wpływy wśród ANBU, by wywołać powstanie w momencie, w którym władza Hokage będzie osłabiona?
            Itachi podniósł głowę, patrząc na Trzeciego, jego ściągnięte brwi, pełne bólu spojrzenie.
            - Tak uważam.
            Trzeci zamknął oczy.
            - Czy twierdzisz, że twój osąd jest w pełni obiektywny, patrząc na relacje, które łączą cię z promotorem buntowników?
            - Homura!
            Członek rady skrzywił się na oburzony szept Trzeciego.
            - Nazywajmy rzeczy po imieniu, Hiruzen. On jest jego synem – Danzo wskazał go podbródkiem, nie zaszczycając spojrzeniem. – Omijanie tego faktu byłoby głupotą.
            - Fugaku Uchiha planuje zamach stanu. Chce odebrać władzę klanowi Senju, który zepchnął zasługi i przywileje Uchihów na bok. Dokona tego, choćby miał wykorzystać i skazać na śmierć swój klan – przerwał przywódcy Korzenia, przekrzywiając głowę – honor i duma łączą Uchihów. Głupotą byłoby lekceważenie ich siły.
            Później zapadła głucha cisza, cztery pary spojrzeń były utkwione w jego wyprostowanej, spokojnej sylwetce.
            - Itachi… - Sarutobi Hiruzen, Trzeci Hokage, zawiesił na nim swój zaniepokojony i zdziwiony wzrok. Nie odwzajemnił go. Nie zareagował na zaciekawienie pozostałych członków Rady. Wciąż wbijał wzrok w ziemię, czekając na słowa, których spodziewał się od momentu przekazania informacji Trzeciemu.
            Wiedział, po co się tutaj znalazł. Był jednym z najlepszych shinobi Wioski, najbardziej zaufanym kapitanem Hokage. Należał do klanu Uchiha. Znał ich słabe i mocne strony. Doskonale zdawał sobie sprawę z konsekwencji, które niosłoby powstanie. Nadawał się idealnie, właśnie tak myślała Rada.
            Całe to spotkanie było jedynie formalnością. Sprawdzeniem jego wytrzymałości, naginaniem siły spokoju. Było pytaniami, które musiały zostać zadane, choć odpowiedzi i tak znano.
            Itachi, mam dla ciebie ważną misję.
            Słowa Hokage, dziwnie odległe i smutne, które w tamtym momencie uznał za podważenie jego siły, teraz utwierdzały go w przekonaniu, że nie znalazł się w gabinecie Hokage po to, by ze spokojem znosić niechęć Danzo, podejrzliwość Utatane i Mitokado oraz troskę Trzeciego.
            - Ma rację. Nie możemy ich lekceważyć. Musimy zapobiec wzmocnieniu powstańczych nastrojów. Uchiha nie mogą stanąć u drzwi tego biura. Pokonanie ich…
            - …zupełnie mija się z celem. Straty byłyby zbyt wielkie. Można załatwić to w inny sposób. - Danzo wbił w niego twarde spojrzenie, uśmiechając się krzywo. – Droga Rado, czasami należy podejmować trudne i nieetyczne decyzje. W imię Wioski.
            Droga Rada panicznie bała się potęgi Uchihów, dlatego wizja pozbycia się ich nie wywołała fali oburzenia. Jedynie falę ściągniętych brwi i zamyślonych spojrzeń, które spoczęły na nim.
            - Co masz przez to na myśli, Danzo? – Tylko Hokage poruszył się niespokojnie na swoim krześle, odwracając się w stronę członka Rady. Bruzdy na jego twarzy pogłębiały się z każdą nową uwagą radnych.
            Itachi nigdy nie wątpił w intelekt Hokage. Był on człowiekiem bystrym i spostrzegawczym, o szerokich horyzontach. Odrzucał uprzedzenie i starał się na wszystko patrzeć obiektywnym spojrzeniem.
            W tym momencie jednak „w imię Wioski” wywołało w nim falę subiektywnego niedowierzania.
            - Chcemy uniknąć przelewu niewinnej krwi, prawda? Chcemy też uniknąć niepotrzebnego zamieszania w Wiosce. Zauważam tylko, że moglibyśmy skorzystać z okazji, jaką jest posiadanie podwójnego szpiega w szeregach Uchihów. W dodatku wyjątkowo silnego szpiega.
            Hokage skrzywił się na słowa „podwójny szpieg”, patrząc na Danzo, przywódcę Korzenia, z niedowierzaniem i oburzeniem. Przez chwilę milczał, a jego usta otwierały się i zamykały, jakby próbował znaleźć odpowiednie słowa.
            Później zmarszczył brwi i zacisnął dłonie w pięści. Znalazł słowa. Według Itachi’ego były to słowa pozbawione siły i władzy.
            - To absurd. Nie chcę, byś mówił w podobny sposób w obecności Itachi’ego.
            - Absurdem jest ignorowanie dowodów, szanowny Hokage. Nie możemy czekać, aż Fugaku Uchiha zacznie sposobić się do walki. Nawet bez niego – ponownie wskazał go podbródkiem, nie odrywając chłodnego spojrzenia od twarzy radnych – jest w stanie przeniknąć do szeregów ANBU. Wszyscy wiemy, że nie tylko Itachi spośród Uchihów jest członkiem tajnych oddziałów.
            - Shisui nigdy by…
            - Dosyć, Hiruzen. – Pierwszy raz od dłuższego czasu odezwała się Koharu, która uprzednio wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z Homurą. Teraz wyglądała na spokojną i zdecydowaną, przymknęła oczy, chowając dłonie w rękawy. – Sprawa jest jasna. Uchiha planują bunt. Chcą odebrać nam władzę. Żądają swoich praw. Są zbyt potężni, byśmy byli w stanie powstrzymać ich siłą i zbyt dumni, by zdołali ulec negocjacjom. Powinieneś wiedzieć o tym najlepiej, znasz mieszkańców Konohy.
            Itachi usłyszał pierwsze krople deszczu, które uderzyły w grube szyby gabinetu. Gdzieś w oddali ciemny firmament nieba rozświetliła pojedyncza błyskawica. Utkwił wzrok w burzowych chmurach ponad głowami radnych. Od zawsze lubił ciszę, która zapadała tuż przed zerwaniem się silnego wiatru, gęstej ulewy i piorunów. Była ostateczna i przytłaczająca. Zwiastowała potężną burzę.
            Ostateczną i przytłaczającą ciszę, która zapadła w gabinecie, przerwał wysoki głos Homury.
            - Uchiha Itachi, jesteś jedyną osobą, która może powstrzymać chaos, jaki zapanuje, jeśli nie zareagujemy na twoje relacje. Jesteś jedyną osobą, która może uchronić Wioskę przed wojną domową.
            Był jedyną osobą, która mogła powstrzymać Fugaku Uchihę, jednak oni nie zdawali sobie z tego sprawy. Nie mieli pojęcia, w jaki sposób funkcjonuje jeden z najpotężniejszych klanów Kraju Ognia, nie znali jego dumy i niezależności, nie rozumieli zasad, które wpajano członkom od najmłodszych lat. Byli ślepi i chcieli, by został ich oczyma.
            Przeniósł swoje spojrzenie z burzowych chmur na pomarszczoną i pożółkłą twarz radnego.
            Wyraz twarzy Homury Mitokado zmienił się diametralnie. Jego starcze rysy wykrzywiły się w niemym przerażeniu, oczy rozbłysły niezrozumieniem i strachem. Był to bowiem człowiek panicznie bojący się rzeczy, których nie rozumiał.
            A w żadnym wypadku nie rozumiał nieludzkiego spokoju i ciszy, która wypełniała spojrzenie Itachi’ego Uchihy.
            Pokaże im tylko to, co uzna za stosowne.
            - Uchiha. Czy podejmiesz się wyeliminowania problemu w imię Wioski czy mamy zlecić to komuś innemu? Twojemu kuzynowi, na przykład? – Wyraz twarzy Danzo Shimury nie zmienił się, pozostał nienaturalnie napięty. Jedynie oko rozbłysło zdecydowaniem spod bandażów.
            - Droga Rado, zaledwie pięć minut temu byłem jeszcze Hokage i o ile się nie mylę, ten stan rzeczy nie uległ zmianie. Proszę więc nie podejmować tak kluczowych dla Wioski decyzji bez mojej zgody. A mojej zgody nie uzyskaliście i nie uzyskacie, dopóki nie rozważę wszelkich możliwości. – Wbrew sile słów, które Trzeci wypowiedział, ton jego głosu był spokojny. Twarz rozluźniła się nieco, zyskała na obojętności, dłonie leżały luźnie na stole, a oczy utkwione były w sylwetce Itachi’ego. Oczy pełne żalu, którego Rada nie mogła dostrzec.
            - Jakie możliwości!? Nie ma innych możliwości, klan Uchiha musi zostać wyeliminowany! – Koharu zmarszczyła gniewnie brwi, jasno i dobitnie prezentując swoją postawę.
            - Koharu-san – łagodne spojrzenie połączone z cichymi słowami opanowały złość starszej kobiety – Oni są moimi ludźmi. Nie pozwolę, by stracili życie przez próbę uniknięcia problemu. Jestem Hokage i będę ich bronił do samego końca.
            - Czyli już niedługo, Hiruzen. – Danzo wstał, wyminął stół i ruszył ku wyjściu. Zatrzymał się jeszcze przy jego sylwetce, już wyprostowanej i sztywnej, obdarzając go badawczym spojrzeniem. Nieustępliwym.
            - Oboje wiemy, Uchiha, że jesteś w stanie to zrobić. Jedyny.
            I wyszedł, nie komentując decyzji Hokage. Itachi wiedział, że „już niedługo” nie były słowami bez pokrycia. Wiedział to również Trzeci, który otrzeźwiał przez huk zamykanych drzwi.
            Spod ściągniętych brwi obserwował teraz pozostałą dwójkę radnych podążających śladem Danzo. Oni jednak minęli Itachi’ego bez słowa, bez spojrzenia czy zainteresowania.
            Gdzieś głęboko wewnątrz napawał się ich strachem. Przecież ludzie boją się i nienawidzą tych, których nie rozumieją.*
            Hokage wstał, unikając jego wzroku. Odwrócił się w stronę Wioski, pochłoniętej przez strugi deszczu i ciężkie chmury. Pustej, pozbawionej życia w szarości burzy.
            - Itachi, ja…
            Później zdjął trójkątny kapelusz z głowy, odwrócił się z głośnym westchnieniem.
            I otworzył szerzej oczy widząc, że gabinet był pusty.


            Od zawsze lubił deszcz. Spokojne, równomierne uderzanie kropel o drewnianą werandę, wzmożony szum potoku na patio rezydencji, zapach świeżości i oczyszczenia. Sasuke też lubił deszcz, może dlatego pojawiał się w progu jego pokoju wraz z ciężkimi chmurami majaczącymi na horyzoncie. Wtedy siadali na schodach, w milczeniu, wsłuchując się w szum mokrych liści i ciszę wypełniającą ulice Wioski.
            Lubił ciszę przed burzą. Absolutną i przytłaczającą. Czuł wtedy dziwne napięcie, podniecenie, oczekiwanie, które opuszczało jego ciało wraz z pierwszym, jaskrawym piorunem.
            Nie lubił burzy. Szumu i huku, rozbłysków i uderzeń. Nie lubił efektywności burzy, jej braku dyskrecji. Burza pozbawiona była dziwnej melancholii deszczu i bezwzględności ciszy. Była szalona i nieopanowana.
            Patrząc w ciemne, zawieszone nisko nad ziemną chmury doszedł do wniosku, że burza posiadała jeszcze jedną wyjątkowo irytującą cechę – niszczyła wszystko, co spotkała na drodze.
            Obserwując jeden z treningów pod okiem Fugaku Uchihy jego matka stwierdziła, że walcząc, przypominał burzę.

* Jak wszyscy wiedzą (a jak nie wiedzą, to dowiedzą się teraz) to autentyczne słowa Itachi’ego.

Odautorsko: No jest. Pisałam go… długo. Cholernie długo. Jest ważny, jak zapewne zauważyliście. Strasznie się napociłam przy klanie (tak, wiem, Granatowy Ryś jest zabawny, ale obiecuję, że jeszcze będzie miała swoje pięć minut w tej historii), przedstawieniu go w odpowiedni sposób. Wiem, że w tym opowiadaniu widać, jaką miłością darzę Uchihów, dlatego chciałam pokazać ich brudy. A było tego całkiem sporo. Jestem zadowolona, bądź co bądź. Chyba po raz pierwszy w życiu podoba mi się większa część epizodu. Nie wiem czy jest to związane z faktem, że odnalazłam przyjemność w pisaniu o Amie i Itaczu, czy rzeczywiście epizod jest znośny. Ocenę pozostawiam Wam : )
Wciąż jestem w tym przełomowym momencie historii, kiedy dwójka naszych bohaterów przechodzi mniej lub bardziej ważne zmiany. Tak, podkreślam to po raz setny, przepraszam. Chcę, żebyście zdawali sobie sprawę, że to nie jest i nigdy nie miało być sielankowe opowiadanie. Żeby nie było, że nie uprzedzałam.
Epizod ma 22 strony i kończąc go, przekroczyłam magiczną liczbę 200 stron historii Toki no Namida. To chyba całkiem nieźle, nie? 

PS Podkład zawdzięczam frankie. Cholernie klimatyczny. 

48 komentarzy:

  1. Ah, 22 strony? Podziwiam, straszliwie podziwiam. Zacznę od najważniejszej rzeczy - co najbardziej wzruszyło mnie w epizodzie? "Następnym razem, Sasuke. Następnym razem..." - mam czasami wrażenie, że historia Itachiego Uchichy jest dla mnie jedną z tych bardziej tragicznych (obok Anakina S. z Gwiezdnych Wojen. Brat wspomniał mi któregoś razu, że tylko ja potrafię ryczeć na każdej części Star Wars). Czytając epizod czuć Twoją miłość do anime, mangi, do Uchichów. I dlatego ja też to kocham :3. Cieszę się, że jest ktoś, kto pragnie przedstawić jego historię. A ja uważam ją za niezwykle piękną.
    Shisui. A no spójrzmy tylko, jaki podstępny. Anko powinna mu porządnie przypierniczyć, bo nieźle on węszy... Może w końcu troszkę odkryje :D Czekam niecierpliwie na kolejny epizod.
    Wonderwall - Oasis, zaraz obok Nirvany i Alice in Chains, to dla mnie kompletne bóstwo, także wolę ich wykonanie, ale Cat Power tak bardzo pasuje na początek...
    No a teraz jeszcze trochę tu pobędę i włączę Kasabian :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Itachi miał straszne życie. I prawdopodobnie będzie miał straszne życie również tutaj. Nie, nie kocham mangi i anime Naruto, właściwie to za nią nie przepadam, ale kocham postaci, które żyją we mnie dzięki opowiadaniom, które czytam. Sasuke kocham dzięki Leithcie, Sakurę dzięki Tooru, Shisui'ego dzięki Aris. Tak naprawdę jeśli mam wenę i chęć pisania, to nie dzięki tej naiwnej i wyjątkowo nielogicznej mandze, tylko twórczości innych. Tak myślę.
      Wydaje mi się, że Shisui już odkrył trochę za dużo ;p Ale uwierz mi, węszyć to on tutaj będzie PRZEDNIO.
      Nirvana <3 Wonderwall lubię tak średnio, bardzo wakacyjny zespół jak dla mnie, dlatego cover tak strasznie mi się spodobał.
      Dzię-ku-ję za komentarz, napisany w ekspresowym tempie : )

      Usuń
    2. Ah, moja bratnia dusza! :D Podoba mi się Twoje podejście - co do postaci, które poznajesz dzięki ludziom. Rzeczywiście. To jest imponujące. Ja całej mangi nie przeczytałam, ba, nie obejrzałam wszystkich odcinków i na swoim pierwszym miejscu mogę chyba uplasować Code Geass, nie Naruto. Na Naruto ryczę dość często. Ahh, ryczę na wszystkim, co tam!
      Czekałam na ten epizod, że co chwila sobie odświeżałam i akurat! :D Miałam szczęście.
      PS: Shisui to spryciarz? ;)

      Usuń
    3. Code Geass nigdy do końca nie obejrzałam, zawsze za bardzo cuchnął dla mnie Death Note'm (wiem, wiem, to grzech tak mówić). Ja też ryczę na wszystkim, a w momencie, w którym Sasuke odchodził z Wioski, siedziałam przed kompem zasmarkana i zapłakana. I nieszczęśliwa.
      Shisui myśli, że jest spryciarzem. A czy jest? Chyba się przekonacie : )

      Usuń
  2. Po co dajesz dodatkowo podkład pod epizod skoro wchodząc na stronę od razu włącza mi się jakaś muzyka? I jak to w ogóle wyłączyć bo ja zawsze czytam w ciszy a ta akurat jest dosyć irytująca?>.< Wiesz nie każdy musi lubić taką muzykę jaką Ty słuchasz. Nie ma takiej funkcji w tym paseczku z muzyczką że czytelnik sam sobie to uruchamia a nie leci z automatu? Przydałaby się>_<" Przeleciałam pobieżnie epizod i jakoś te akapity Ci nie wyszły za bardzo. Jeden o tyle odstępuje, drugi już inaczej, może to celowe ale estetycznie to nie wygląda. Co do hentaiów to gdzieś tam się pałętają po necie i nie Mururo-cśtam droga Leitho tylko Mururoa, troche szacunku okaż do innych blogerów. Jeszcze jeden hentai był pamiętam, i to nawet z tego pochodzi dziewczyna z nagłówka bo też tamta miała bordową koszulę O_o A będziesz pisać na swoim drugim blogu bo znalazłam coś takiego o duszy, z resztą ktoś się pytał ale nie odpisałaś :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Podkład" jest do danego Epizodu. Pasuje do niego. A odtwarzacz? Do bloga. Proste. Widzisz, ja kocham muzykę i niesamowitą frajdę sprawia mi dobieranie piosenek do tekstu. Dlatego będę to robiła. A skoro nie podoba Ci się, to nie włączaj. Prostex2. Jak wyłączyć? Istnieje taki magiczny przycisk, dwie pionowe kreski. To zazwyczaj służy do wyłączania muzyki.
      Cóż, akapity wyglądają jak wyglądają, bo blogspotowi nie podoba się kopiowanie z worda. Nie chce mi się z tym męczyć. Paradoksalnie różnice między akapitami nie drażnią mnie aż tak, jak Ciebie : )
      Szacunek? Na szacunek trzeba zapracować. I NA PEWNO nie kradzieżą cudzych prac. I adresów.
      W MOIM hentaju występowała MOJA bohaterka w WYMYŚLONEJ PRZEZE MNIE bordowej koszuli. Prostex3.
      I nie, nie będę pisała.
      Bardzo mnie cieszy, że mogłam odpisać na wszystkie Twoje pytania. Sprawiło mi to ogromną przyjemność.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Nie no Twoja wypowiedź przesiąknięta jest taką niechęcią i jak to nazwać.. odrazą co do mnie że aż mi się zimniej zrobiło :< Nie denerwuj się tak, możesz napisać trochę milej jak do innych na przykład nowych czytelników nie? Nic Cię to nie będzie kosztowało przecież ;> Z drugiej strony tych ironicznych odpowiedzi z tymi kreskami to musiałaś się nauczyć cod Leithy pewnie niesamowite. Zaczynam się o Ciebie bać.. Co do magicznych kresek akurat u mnie jakiś problem jest po nacisnęłam i nie zadziałało, wyłączyłam całkiem stronę z powrotem wklepałam adres i to samo, nie chciało się cholerstwo wyłączyć dlatego napisałam. To Ty jesteś na avatarze? :>

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobra. Nie wiem, jak wyjdzie komentowanie mi tu, bo większość rzeczy, które miałam do powiedzenia na temat legendarnego (zaginionego i wielce wyczekiwanego, jak jakiś mesjasz) rozdziału mówiłam Ci na bieżąco, dawno temu. Bo pisałaś ten epizod naprawdę długo. No ale miło mi było, gdy Ty mimo znajomości mojej notki niemalże na pamięć naskrobałaś na moim blogu parę (nie tylko miłych) słów, więc uznałam, że to dobry początek tradycji.
    Wspomniałabym coś o playliście, ale nie jest ona dla mnie zaskoczeniem (!). Jedyne, o co bym prosiła, to rzeczywiście wyłączenie domyślnego autoodtwarzania. Straszy mnie to, gdy otwieram bloga w nowej karcie i zapominam o muzyce oraz dziwnie brzmi, gdy słucham własnej (Lana z Nightwishem? Czemu nie?). No i poza tym ja nie potrafię się skupić, czytając z muzyką. Zawsze wyłączam. No ale zrobisz jak będziesz chciała. Jak zawsze :P
    Tak, jak ostatnio Ci pisałam – jestem zaskoczona kompletną niewiedzą panującą w świecie Naruto. Ludzie zdają się nie pamiętać nic ze swojej historii, mimo że mają do ogarnięcia zaledwie jedną wioskę i jedynie nieco ponad sto lat. W dodatku obowiązkowo chodzą do Akademii. Mimo to nikt nie wie, że żoną Shodaime była Uzumaki, że ojcem Naruto był Czwarty, że Uchiha i Senju to dwa główne klany. Normalnie bym krzyczała na Ciebie, że „jakim prawem większość zebranych Uchihów, którzy się szykują do rewolucji nie ma nawet pojęcia z kim i dlaczego walczą”, ale pozostawię tu tylko moje ubolewanie nad ignorancją. Bądź co bądź to masy. Multum różnych ludzi, szarych i zwykłych. Nie wszyscy są geniuszami, wbrew powszechnej wierze o Uchihach. Ciekawe tylko, czy Itachi wiedział to wszystko dlatego, że należał do rodziny głowy klanu, czy dlatego, że był Itachi’m – dociekliwym i inteligentnym. Hm.
    Oh, i wspomniałaś o Kyuubi’m. Dobrze. Brakowało mi tego przy pierwszym czytaniu. W ogóle… dużo się zmieniło, nie? Ten epizod wydaje się taki… składny i przemyślany. Jak nie Twój (mua-ha-ha).
    Ładnie opisałaś powstanie Granatowego Rysia (hahaha). Niby zapowiada się, że będzie „zuą” bohaterką, a jednak nie mogę się jej w pewien sposób doczekać. Nie tylko jej. Ja lubię wyraźne postacie. Lubię, gdy coś się dzieje. Gdy oprowadzasz nas po wiosce oczami Itachi’ego – owszem, jest ciekawie, ale nie zarzuciłabym temu rozdziałowi nadmiaru akcji. Dlatego się cieszę na tarcia między Uchihami. Shisui, Ayumi, Itachi… ah, będzie się działo! :D (mam ochotę ją narysować, mimo że na to nie zasłużyła).
    Nie wiem, co napisać o scenie z Shisui’m i Amaterasu. Mnie na pewno zaskoczyła. Spodziewałam się po naszym Lisku manipulacji, ale TO… to… to jest genialne. Kotoamatsukami w pełnej krasie, mili państwo. Mimo że wiadomo, że to genjutsu i zabawa z jednej ze stron, wyobraźnia reaguje. Napięcie, zdziwienie, pożądanie. Wszystko na raz w idealnych proporcjach, aż mnie skręca. Cudnie opisane. Zareagowałam… no, jak sama Ama.
    „Usta Shisui’ego ułożyły się w standardowym, cynicznym uśmiechu, a jej wciąż się wydawało, że były nieco zaczerwienione, zupełnie jak po długim, namiętnym pocałunku.” - Nie wiem dlaczego, ale przeczytałam „Shiro” zamiast „Shisui”. W ten sposób to zdanie pokazywało, co naszych dwóch ulubionych najemników robiło w lesie : D
    Kocham to, jak zagubiona jest Ama. Ona chyba naprawdę nie ogarnia, w jakie bagno się wpakowała. Teraz wszyscy są nią zaintrygowani i zainteresowani. Nie może pilnować się już tylko przy Itachi’m i jego analizować. Musi uważać na każdego, bo każdy wie już, kim ona jest i że ma w sobie coś dziwnego, skoro Uchiha zwrócił na nią uwagę. Niektórzy mogą to wykorzystać lub chcieć ją zirytować.
    I to przeklinanie Amaterasu w myślach. Taaakie dorosłe! (jak Ama lub Anko klną, śmieszy mnie to tak samo, jak Ty klniesz. Nie wiem czemu. To takie… urocze :D )
    Anko jak Wonder Woman. Uratuje Amę jeszcze raz i okrzyknę ją lesbą :P (w sumie dobry pomysł, na naszych blogach nie ma jeszcze lesbijki, nie…?)
    Wzmianka o naszyjniku – mówiłam, świetna. Wszyscy wiemy, że powstał on tylko po to, by dręczyć biednego Itachi’ego. Mikoto na pewno naszyjnikowi w tym pomoże

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po akcji z obiadem u Uchihów na którym Amaterasu się zatruła, Mikoto jest moją bohaterką (od tej sceny z objadem u Uchihów kibicuję jej, jest super).
      Strasznie mi się podoba to, jak Itachi myśli o ludziach. „Fugaku Uchiha” zamiast „ojciec” czy w ogóle „tata” (on zna to słowo?). Mikoto zamiast „mama” i nagle „Daimyo” zamiast Amaterasu. Bo Itachi się fochnął, bo czuje się głupi i zdradzony, ha. To teraz w ogóle nie będzie o niej myślał, bo to dla niego wstyd. Mimo wszystko Sasuke to „młodszy braciszek”. Oj, Itaś, Itaś… ^_^
      „Podejrzewał, że Mikoto, gdy wejdzie o poranku do jego pokoju, będzie wiedziała, co zrobić z nieprzydatnym przedmiotem”. Mam ochotę go udusić za to zdanie. Co za… gbur.
      Itachi myślał, czy by nie zabić Sasuke za to, że zobaczyłby go w nienaruszonym stroju „po misji”. Myślę, że ciut większe podejrzenia wzbudziłoby zniknięcie/śmierć Sasuke, bądź co bądź syna głowy klanu. Ale by się Uchihowie wzburzyli. Nic tylko przyspieszyć rewolucję! :O
      Nie lubię Fugaku. Jasne, w anime też nie był Misterem Uśmiechu, ale na Twoim blogu jest chamem do kwadratu. I ta uwaga o Sasuke, zupełnie jakby Itachi miał go pilnować w dzień i w nocy i nie miał nic innego do roboty jak odliczanie minut snu brata. Od czego Sasuke ma matkę? I te służące? Grr.
      Obyś zginął, Fugaku. *Itachi zabija ojca* Ups.
      Nie mogę przestać się śmiać z tego „Nie” Itachi’iego. xD Tak rozmawiają, rozmawiają i JEBS. „NIE”. Swoiste „wal się, stary”, tylko kulturalne. Kocham ten moment, mówiłam Ci. Chciałabym zobaczyć minę Fugaku (aż samo się ciśnie dokończenie „Uchihy”. To przez Twoje opowiadanie D: )
      Ostatniego fragmentu nie ma co komentować. Nie lubię Rady chyba tak samo, jak Ty. Hiruzen wydaje się ich popychadłem, a jednocześnie ma w sobie dziwnie ciepły szacunek do Itachi’ego. A powinno być odwrotnie – to Danzo był w drużynie z Uchihą za młodu, to on powinien szukać pokojowych rozwiązań i załagodzenia sytuacji. Ale nie. Ktoś śmie mieć inne zdanie i oderwać maciory od koryta, więc trzeba wymordować masę ludzi, a dwóm przystojniakom spieprzyć życie. A co.
      Podoba mi się jednak reakcja Hokage na rozmowy i słowa kolejnych ludzi. On naprawdę cierpi w tej sytuacji, jest wstrząśnięty tym, jak zachowują się jego współpracownicy i widać po nim strach. Strach nie z powodu ataku Uchihów, ale z powodu bezradności i niemocy. Bo on tak naprawdę nie ma na uwadze własnego życia a tym bardziej stołka, a ludność Wioski. Biedny facet.
      „Honor i duma łączą Uchihów. Głupotą byłoby lekceważenie ich siły.” - Ładnie powiedziane. Trochę ich postraszył. Nie wiadomo tylko, czy treścią, czy ilością słów. Nienaturalnie dużą jak na niego. Ale serio – jak MI by Itachi przypomniał o sile i dumie, przekrzywiając głowę ze skupionym wzrokiem, to bym zaczęła pisać testament.
      Rozdział trochę taki… pośredni. Niby nie ma wybuchów i tarć między Amą a Itachi’m (przynajmniej nie bezpośrednio) a nadal tworzy spójną całość. Jest taki… organizacyjny.
      No i co tu dużo kryć – jara mnie tło Itachi’ego. Polityka, knucie, misje. Ten cały motyw patologicznej rodziny Uchihów, który umiesz opisywać. Brakowało tej ironicznej „rodzinności” w poprzednich epizodach, ale teraz, gdy Ama wyjechała, jest czas na nadrobienie.
      Kurde. Mimo że wiem, co będzie dalej, jestem ciekawa, jak to wszystko się potoczy. Każdy szczegół i każdy dialog jest ważny, a coraz więcej rzeczy można interpretować dwojako. Zwłaszcza ten końcowy fragment o burzy. Itachi robi się romantyczny. Ale cóż począć – Uchiha też człowiek, i jeśli nie może się otwarcie przyznać na tym blogu, że się denerwuje, to musi poruszać kwestie pogody, by odciągnąć czytelnika myślami od emocji i uczuć naszej Łasicy.
      Cwaniak.
      Ps. Wyszło jak denna recenzja, ale nie jestem dzisiaj w sosie. Cieszę się jednak, że Ty piszesz i wracasz do gry przy akompaniamencie tak wspaniałych czytelników. Obyś poczuła standardowy „popublikacyjny high” i się rozkręciła.
      Spróbuję Cię nie męczyć i nie popędzać, ale nic nie obiecuję.
      Jestem jaka jestem. Joł.
      Pps.: Ładny kruk w ikonie. :P
      No, buziaki.

      Usuń
    2. Ej Leitha, przecież "Jak wyłączyć? Istnieje taki magiczny przycisk, dwie pionowe kreski. To zazwyczaj służy do wyłączania muzyki." więc nie rób Mayuki problemu okej? ;P Musiałam to napisać :D

      Usuń
    3. O bosz, dłuższy mogłaś ten komentarz napisać.
      Pewnie, że zrobię, jak będę chciała. A zważywszy na odzew... autoodtwarzanie raczej zostanie : )
      Kurcze, jak zabrałam się za ten komentarz to wyszło na to, że muszę drugi raz pisać to, co pisałam na gadu. Nie chce mi się.
      HA, ktoś tu już jest yaoistką, mili państwo. Komuś się tutaj udało kogoś nieco bardziej przekonać do yaoi ;p
      Ama jeszcze chyba żyje w nieświadomości tego, że wpakowała się w gówno. W dodatku w najgorszym z możliwych momentów. Dobrze jej tak, nie?
      Ej, nie gadaj, Anko pasuje na lesbę. Wiesz, taki uraz po Orochimaru, więc zacznie inwestować w kobiety... ratując je.
      Mikoto? Bohaterką? A to niby dlaczego?
      Jasne, że jara Cię tło polityczne, niby dlaczego musiałam uczyć się tych wszystkich durnych imion i dowiadywać się szczegółów? -.- Myślisz, że kogoś innego to obchodzi?
      Fajnie, fajnie, podoba mi się nowa tradycja. Jeśli mam zmusić Cię do pisania dennych recenzji, to spoczko, bardzo mi się to podoba.
      PS A chcesz dezodorant? To nie wkurzaj mnie z tym przeklinaniem.
      PS2 A i owszem, kruk jest zacny. Dziękuję, dziękuję ; p

      Usuń
    4. Czyli jakby nie było odzewu, to byś skasowała autoodtwarzanie? Haha, so cruel. :C
      Nie jestem yaoistką. Yaoizm mówi o preferencjach co do ficków, ja nadal wolę związki hetero. Ale to nie znaczy, że nie jestem zaznajomiona z tą... dziedziną opowiadań. I że moje pomysły i głupie (i zboczone) żarty nie "zapuszczają się" w te rejony.
      Miałyśmy chyba inne plany na Anko, ale trochę mi jednak one nie pasują...
      Odwołujemy akcję. Anko jest lesbą. Nie wiadomo tylko, czy krypto. Hm. Z kim by ją tu... Shizune?
      No Mikoto mnie bawi. Ona jest taka... wyluzowana w towarzystwie Itasia. To, jak miło potraktowała Amę widząc, jak jej syn jest zirytowany! No i sam fakt, że wytrzymuje z Fugaku - powinni jej pomnik postawić.
      Ps.Przyjeżdżaj szybciej! D:

      Usuń
    5. Błagam Cię, Shizune? Ona woli świnkę. Anko... nie, ta jest zajęta. Czekaj, to może... Granatowy Ryś? :D
      E, daj spokój, dla mnie ona to taka Matka Polka jest, nudna i posłuszna. Ale ładna.

      Usuń
    6. Shizune zoofil -_-
      Może... Anko + Mikoto? Musi być jakiś powód, dla którego Fugaku taki ponury chodzi i wyżywa się na synach.
      Na Rysia (Rysię? :D) się nie zgodzę póki nie poznam jej bliżej *adwokat Anko*.

      Usuń
    7. Anko + Mikoto :DD
      uwaga - Itachi popełnia samobójstwo.
      Dziewczyny - jego mina, gdy dowiaduje się o orientacji seksualnej matki? Przeraża mnie to...

      Usuń
  5. Mówiłam Ci, że 16 to moja ulubiona liczba? :D Myślę, że nie tylko z tego powodu ten rozdział tak bardzo mi się podobał.
    Bo tak jak Ty, ja uwielbiam Uchihów, nawet jak się po nich jedzie, miesza z błotem i w ogóle (bo trochę na to zasługują), poza tym dla mnie najlepsze rozdziały to takie, które dużo mówią o emocjach, zachowaniach i tym podobnych, więc tym razem trafiłaś prosto w moje biedne serducho.
    Szczerze mówiąc, trochę bałam się tego Epizodu, bo nie wiedziałam kiedy właściwie się pojawi, czy napiszesz go dlatego, że musisz czy dlatego, że tak sobie wymyśliłaś i czy ja będę w ogóle rozumieć o co w tym wszystkim chodzi.
    Jakie Ty napięcie budujesz! :D Ja tu sobie siedzę, czytam o spotkaniu klanu, oczekuję tych strasznych słów, że Wioska zła, a klan dobry, a tu nagle mi wyjeżdżasz z Granatowym Rysiem (właśnie, bo się nad tym głęboko zastanawiałam: skoro Ayumi nie należy do ANBU, to za jaką maską widział jej twarz Shisui? Czy to może nie była jej twarz, a ja nie umiem czytać? o,o) i w tym momencie cała wizja mi pada i kwiczy.
    Shisui lubi kręcić (ale w końcu to Lis, nie spodziewałam się, że przez cały czas będzie tylko szedł... i wydawał rozkazy), ale ja lubię takie kręcenie, więc niech kręci dalej (wychodzi na to, że niezbyt dobrze życzę Twojej bohaterce chyba). Ciekawe... co by zrobił, gdyby w to wszystko nie wplątała się Anko? I wydaje mi się, że te relacje, jeśli już to stoją na: wredno-ciekawska-uczennica-pełen-sprzeczności-nauczyciel, ale to tylko moje zdanie :P.
    Mikoto ma wiedzieć, co zrobić z tym naszyjnikiem. W moich oczach to ona ma go naprawić, ale nie wiem, co sądzi o tym Itachi.
    I Sasuke. Jak ja kocham tego małego Sasuke, który śpi na korytarzy mimo tego, że kilka dni wcześniej wyszedł ze szpitala. Czy można sobie wymarzyć lepszego młodszego brata?
    Na temat spotkania z Hokage się nie wypowiem. Trzeciego nie cierpię i chyba nic tego nie zmieni, żal na pewno mi go nie było. Niech go już zabije ten Orochimaru (albo niech spadnie z dachu, I don't care).
    Żeby nie było, że tylko słodzę w ten swój bardzo charakterystyczny sposób: widziałam kilka błędów, ale jestem leniwa i niedobra, więc nie powiem dokładnie jakich. Gdzieś na początku spacja się wdarła przed przecinek, a czasami "Radę" pisałaś z wielkiej, a czasami z małej.
    Kurde, wychodzi na to, że się czepiam, nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 to moja data urodzin, joł : D Ja osobiście wolę 13.
      W mojej głowie taki sobie człowiek, któremu daje się szanse i pozwala na walkę z kapitanem oddziału, ma na twarzy maskę, bo a nóż się trafi, że zakwalifikuje się do ANBU. I na co mu później maska, skoro większość członków wie, kim jest? Wydaje mi się, że ANBU nie nosi maski jedynie po to, by chronić tożsamość przed wrogami, ale również przed niektórymi shinobi Wioski. Rozumiem przedstawić się członkom SWOJEGO oddziału, ale od razu całej organizacji?
      No bo mały Sas w ogóle jest pocieszny i kochany, a pisanie o nim w tym okresie to bułka z masłem.
      Jej, nikt nie chce się wypowiadać na temat spotkania z Trzecim :< No nic. PRZEŻYJĘ.
      A błędów jest od groma i chociaż niektórzy już interweniowali, to jestem zbyt leniwa, by przeszukiwać w tym momencie tekst, który znam na pamięć. Wiem, wiem. Powinnam.
      Nie czepiasz się. Dziękuję za komentarz i trochę krytyki. Ewentualnie mogę poprosić o więcej krytyki z Twojej strony : D Kiedyś tam.
      No to ten... do napisania.

      Usuń
  6. Lubię czytać fanfici z opisami przeszłości, która została już nam wcześniej podana. Z doświadczenia wiem, że to wcale nie jest takie łatwe. Trzeba przecież trzymać się wszystkich faktów, a do tego dodać coś oryginalnego od siebie, żeby nie zanudzić czytelnika. Udało ci się to. Idealnie opisałaś przebieg buntu klanu Uchiha i manipulacje Fugaku.
    Shisui, Shisui... Zawsze musi znaleźć się postać, którą wszyscy znienawidzą. Czy to on odegra tę rolę? Od początku nie pałałam do niego sympatią. Cwany, chamski Uchiha to utrapienie.
    Wydawało mi się, że przy rozmowie starszyzny wioski brakowało jakichś opisów uczuć Itachi'ego, w końcu rozmawiali o tym, czy ma zamordować własną rodzinę. Potem jednak zmieniłam zdanie, w końcu to Itachi w twoim wykonaniu, opisy jego uczuć mogłyby tylko coś zepsuć. Myślę, że miałaś zamiar ukazać tą scenę w jak najzimniejszy i obojętny sposób, nie mylę się?
    Właśnie zdałam sobie sprawę, że po tym rozdziale raczej straciłam zainteresowanie główną bohaterką i żyję tym, w co zamieszany jest Itachi. Zapewne dlatego, że więcej jest tu spraw klanu i Konohy, niż tych dotyczących Amaterasu. Powinno mi przejść ;).
    Podpisuję się pod którymś tam komentarzem z prośbą o wyłączenie autoodtwarzania. Mimo że lubię czasami posłuchać Florence i White Stripes to jednak zawsze mam włączoną swoją muzykę w odtwarzaczu i wydaję mi się, że większość ma, niepotrzebna na blogu imo. Pamiętam, że jak tu weszłam pierwszy raz to autoodtwarzanie było wyłączone. Daj czytelnikom wybór, czy coś xD.
    Dobra, kończę czepianie się totalnie nieistotnych szczegółów. Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, przeszłość, jak dla mnie, jest dużo trudniejsza niż przyszłość. Mam porównanie, próbowałam odnaleźć się i w przyszłości Naruto, i w przeszłości. Przeszłość zobowiązuje do opanowania kanonu, do pisania w akompaniamencie stron mangi. Musiałam spamiętać te głupie imiona i nazwiska, to, co każdy z nich powiedział. I jeszcze próbować przedstawić to w taki sposób, byście nie usnęli. Mam nadzieję, że nie usnęliście.
      Nie. Nie chcę tworzyć postaci, która będzie nagromadzeniem złych cech. Każdy z nich ma swoje cele i marzenia, więc jeśli Shisui czasem pokazuje pazurki, to tylko ze względu na to, co chce osiągnąć. Shisui jest spontaniczny i nieodpowiedzialny, ale na pewno nie okrutny.
      Nie mylisz się. Chciałam przedstawić spokój Itachi'ego. Myślę, że nie zareagował "Ojej, zabiją mi rodzinę, a nie, sorry, to JA zabije sobie rodzinę. Ale ze mnie pechowiec!". Myślę, że reagował właśnie w taki sposób, zimny, spokojny. Spodziewał się tego. To była jedynie formalność.
      Muszę odstawić Amaterasu. W końcu to blog o przeszłości Itachi'ego. To jego czas.
      Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam,

      Usuń
  7. Przez wakacje wypadło mi z głowy, by zajrzeć i sprawdzic, czy opublikowałaś coś nowego... Aż do wczoraj a tu bum! przeniesienie. I trafilam tutaj i na samym poczatku powiem Ci, ze podoba mi sie nowe Toki no Namida, a zwłaszcza nagłowek. Mniej wiecej tak wyobrażałam sobie Amaterasu ;p. Fajny klimat tworzy też muzyka z odtwarzacza, wlaśnie takie piosenki najbardziej do mnie przemawiają. Czasem myślę, ze na blogi wchodzę z dwóch powodow: po pierwsze tekst, a po drugie muzyka, bo a nuż ktoś popisze sie polotem i odrobiną wyczucia i wstawi jakiś podkład. Uwielbiam muzykę. Miedzy innymi panią Florence i tą piosenkę, ktorej fragment umieściłaś w nagłówku:). A skoro jesteśmy juz przy muzyce, to zgadzam siez Tobą w 100%- podklad jest cholernie klimatyczny.
    Przejdźmy do treści. Widzę dlugaśnie komentarze zapewne z rozbudowana analizą tego rozdzialu. Ja Ci napisze co mi się podobalo. Nie napiszę Ci co mi sie nie podobało, bo traktuje Twoje opowiadanie jak takie zakochanie, nie widzę w nim żadnych wad, nie jestem obiektywna i zapewne gdybys napisała niewiadomo jak zly rozdzial ja sama pewnie zauważyłabym w nim tylko pozytywy ( w pewnych granicach oczywiście ;p). Nie wiem czy to dobrze, ale ja sie z tego strasznie cieszę .
    Zaczynasz poruszać bardzo drażliwe tematy i pomalu przechodzić do tych momentów, ktore zmieniaja bieg całej historii. Nie wiem czemu, ale jak czytam to opowiadanie odnosze wrażenie, ze wlaśnie tak wyglądałby Itachi, gdyby Kishimoto zajął sie tylko jego postacią, że dokladnie tak by wyglądały tajne zgromadzenia Uchihow i dokladnie to zaplanowałby Fugaku Uchiha. Najbardziej spodobalo mi sie to, ze Itachi nie dołaczył do ojca, tylko obserwował zgromadzonych i jego ojca, ukryty w cieniu ściany. To było tak bardzo w jego stylu.
    Najkrótszy fragment a zarazem właśnie ten, na ktory powiem szczerze najbardziej czekałam, to opis podróży Amaterasu. Zastanawiałam sie, jak to wszytsko będzie wyglądać i jak mangę kocham nie spodziewałam sie takiego czynu ze strony Shusiego. Chociaż nie wiem czemu, bo przedstawiłaś go jako osobę inteligentną a wtakim wypadku na pewno dostrzegł coś, co zrodziło w jego glowie wnioski. I nie wiem, czy gdzieś sobie nie zapiszę fragmentu o pocałunku Amaterasu jako cytat. Był po prostu genialny. Podobnie jak fragment o burzy na końcu rozdziału, ale to potem. I komentarz Amaterasu na samym końcu... mhm miód na moje serce.
    Swietnie też ukazałaś zachowanie Rady, ich podejrzliwość i wrogość do Itachiego a także zagubienie i wyrzuty sumienia Hokage,zwłaszcza na samym końcu, kiedy chcal porozmawiać z Itachim a jego juz nie bylo.
    Nie wiem jak udaje ci sie utrzymać tak dobry poziom tego opowiadania, a zwłaszcza ta całą kreację Itachiego Uchihy, takiego zimnego i bezwzględnego, trzymajacego wszystkie emocje na krotkim sznurku... To musio być naprawdę trudne wyodrębnić te cechy i zdołać je opisać tak pewnie jak ty to robisz. Kurde, muszę sie tego nauczyć :).
    Co moge jeszcze powiedzieć... aa no tak. Dobrze to wyglada, jak do wszystkich Itachi zwraca sie tak bez emocji, do rodziców z imienia i nazwiska, dzieki temu widać co do nich czuje (tzn czego nie czuje), bo do młodszefo braciszka Sasuke zwraca się zupelnie inaczej, zwłaszcza kiedy ten śpi pod jego drzwiami. Albo do Amaterasu, teraz jedynie Fumiko lub wykorzystuje jej tutuł. Widać, ze jednoznacznie sie fochnął, bo dziewczyna go przechytrzyła, a duma klanu Uchiha, jak sam wspomniał nasz bohater, jest bardzo silna :). I mam wielką nadzieje, ze Mikoto będzie wiedziała co zrobić z wisiorkiem i go nie wyrzuci.
    Ciesze sie, ze wróciłaś. Bardzo bym żałowała nie poznajac końca tej historii.Lubię Amaterasu i Itachiego. I też darzę wielką sympatia klan Uchihów dlatego jeszcze bardziej lubie tu zagladać.
    Mam nadzieję, ze niedługo coś napiszesz. Udanych wakacji igratuluję dobrego muzycznego gustu, taki dodatkowy bonus na twoim blogu
    a i życzę ci przekoczenia 500 stron, tak na szczęście :)
    P.S.
    wciąż powiadamiasz przez gg czy już tego nie praktykujesz?

    caluję black_rosa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wow nie sądziłam, ze wyjdzie taki długi... mam nadzieję, ze jakoś uda ci sie ogarnąć ta chaotyczna całość :)

      Usuń
    2. Ojej, nie widzisz wad? Trzeba więc będzie nad tym popracować. Następnym razem postaram się bardziej ;p
      Cieszę się, że Shisui Was zaskoczył. Właśnie tak powinno być. Mnie również jego zachowanie zaskoczyło, właściwie "wyszło w praniu".
      Jako jedna z nielicznych w ogóle zwróciłaś uwagę na Radę, a przecież to kluczowy moment. Właściwie właśnie wtedy przesądzono o losach Itachi'ego.
      Itachi... bardzo mnie ogranicza. Kiedy zaczynałam pisać o nim, nie miałam pojęcia, że wyjdzie właśnie taki - wyjątkowo spokojny, opanowany, o specyficznym, analitycznym myśleniu. W pewnym momencie przestraszyłam się, że jeśli nic z tym nie zrobię, całe opowiadanie może pójść się, za przeproszeniem, jebać. Ale wkrótce przywykliśmy do siebie, Ama też przywykła, a Wy - zupełnie nie wiem, dlaczego - polubiliście go. Cudnie jest słyszeć, że Itachi jest Itachi'm, nie odbiega od normy.
      Super, że zwróciłaś uwagę na odnoszenie się do wszystkich po nazwisku. To obrazuje jego podejście do ludzi. Właściwie o nielicznych myśli po imieniu, a zwraca się do ludzi "Ty". A Daimyo... zarzucił męskiego focha na Amę i tyle ;p
      500 stron to dużo, ale jeśli dobrze pójdzie, to 400 przekroczę na pewno. Na gadu nie powiadamiam, bo straciłam stary numer i olałam to zupełnie. Właściwie nie mam po co używać gg, bo blogspot zapewnia osobom zainteresowanym informowanie. Za mnie. To cudne.
      Dziękuję za komentarz, poprawił mi humor, naprawdę. Super jest wiedzieć, że ktokolwiek to czyta. I że ludziom chce się wciąż pisać długie i wyczerpujące komentarze.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    3. W takim razie mój komentarz spełnił swoja rolę :). Zwykle nie piszę tak długich komentarzy, ale u Ciebie zawsze sie rozpisuję.
      Według mnie Ama i Itachi dopełniają sie w jakiś dziwny, ale bardzo interesujacy sposób, zupełnie z sobna nie kolidują i może na tym polega specyfika ich kontaktów, bo rzadko kto jest w stanie nadąrzyc za Uchiha Itachim.
      W takim razie bedę śledzic blogspota, chociaż przyznam ci sie, ze z pewnym oporem przyswajam wszytskie nowości na blogspocie. Ale małymi kroczkami postaram sie wszystko załapać :).
      W takim razie ja życzę Ci tych 400 stron i wiecej.
      Pozdrawiam, b.r.

      Usuń
  8. mój komentarz nie będzie tak długi jak te u góry, bo takich pisać nie umie, zresztą wydaje mi się, że w ogóle nie umie pisać komentarzy, ale nie mogłam się powstrzymać, żeby tu czegoś po sobie nie pozostawić ;)
    właściwie to postanowiłam przeczytać bloga, bo nagle znikąd zaczęło mi grać bang bang, lana, no i jeszcze soundtrack z ukochanej amelii, więc się zabrałam za czytanie, no i się nie zawiodłam.
    uwielbiam wspominać, uwielbiam historię, uwielbiam przeszłość i chyba dlatego tak bardzo przypadło mi do gustu twoje opowiadanie. masz fajny styl, niektóre opisy są cudowne.. takie realne. zwracasz uwagę na szczegóły, a szczegóły przynajmniej dla mnie są ważne i dają opowiadaniu swego rodzaju niepowtarzalność.
    itachi jest taki jak zawsze sobie go wyobrażałam, opanowany, inteligenty, spokojny, cichy, nie wypowiadających zbędnych i niepotrzebnych słów. twoja bohaterka amaterasu też jest ciekawa, intrygująca. za to sasuke mnie irytuje, ale to pewnie dlatego, że od zawsze jakoś nie darze go sympatią. aaa! no i jest mój ukochany shisui;) po prostu uwielbiam go i ubolewam, że jest tak mało blogów o nim, ale cóż bywa.
    a co do rozdziału to chyba jeden z najlepszych, naprawdę bardzo udany i bardzo długi oby takich więcej. mam nadzieje, że zaniedługo pojawi się jakiś nowy epizod, bo przyznam, że się wciągnęłam i długo bez rozdziału nie wytrzymam;)
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy konstruktywny komentarz mnie udobrucha i przyda się w dalszym pisaniu, więc następnym razem w ogóle nie zastanawiaj się nad tym, czy warto : )
      Cieszę się, że i Ama, i - przede wszystkim - Itachi przypadli Ci do gustu. Głównie skupiam się na ich emocjach i uwielbiam to robić. Dlatego fajnie przeczytać, że idzie mi to całkiem nieźle.
      Czy niedługo nowy epizod? Raczej wątpię, ostatnio mam na głowie nieco ważniejsze rzeczy niż pisanie, niestety.
      Jeszcze raz dziękuję za komentarz i pozdrawiam.

      Usuń
  9. Hej Mayuki :). Jestem ogromna wielbicielka Twojego opwiadania, chociaż do tej pory nie komentowalam tego opwiadania. Jednakże zawsze z pewnym wyczekiwaniem czekam na kolejny epizod. Dodatkowo Twój Itachi jest urzekajacy a jego analityczne myslenie trochemnie zawstydza, może dlatego, ze wyciągniete wnioski są zawsze trafne, a moje niekoniecznie. Rozdział naprawdę dobry, by ie rzec iż jeden z najlepszych. I muszę powiedzieć to głośno: scena z Amą i Shisuim była wręcz genialna! Jednak i on jest spostrzegawczy podobnie jek jego kuzyn, a sposób w jaki to sprawdził... hmm, wiem jestem dziwna, ale lubie to:).
    Prawdęmówića piszę tutaj jeszcze z jednego powodu. Nie chce Ci spamować, a nie wiem, jak inaczej sie z Tobą skontaktować, wiec pomyślałam, ze zadziałam w ten sposób. Jeżeli możesz, co napisz do mnie na truskawki001@gmail.com a wszytsko Ci wyjaśnię. Spokojnie, to nic strasznego, po prsotu wydaje mi sie, ze musze z Tobą porozmawaiać. :)
    Jeszcze raz gratuluje znakomitego rozdziału i życzę przekroczenia 1000 stron :)
    pozdrawiam bardzo serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hej, jeżeli to nie problem, czy mogłabys zajrzećna moj blog? umieściłam tam post, ktory powinnaś przeczytać :)
      przerpaszam za kłopot i pozdrawiam

      Usuń
  10. Po około roku przerwy styczności z blogami, opowiadaniami i wszelkimi takimi innymi...
    Asmena "powraca". Nie, raczej nie odświeżę Immortal Pain, ale...
    Odnalazłam nowy adres Twojego bloga i to mi wystarczy.

    Muzyka włączająca się po otwarciu strony jest genialna. Znam wszystkie piosenki, które zamieściłaś w tej niewielkiej playliście, co już jest ogromnym, kolejnym plusem do tej zacnej listy plusów, które "zarobiłaś" sobie u mnie rok wcześniej. (: Ale koniec o takich pierdołach. :P

    Przeczytałam wszystkie zaległe rozdziały i właściwie nie wiem, od czego mam zaczynać. Może od tego, co wiedziałam już nieco wcześniej, a co pozwoli mi w miarę sensownie rozpocząć ten komentarz. Tak więc... Itachi, który dowiedział się o prawdziwej tożsamości Amaterasu. Pamiętam, że w tamtej chwili i ja byłam całkowicie zszokowana, choć gdzieś tam podświadomie od kilku wcześniejszych notek tworzył mi się obraz takiej właśnie sytuacji. W końcu, nie byle ludzie wymagają ochrony. Nawet jeżeli nie 24/7, to mimo wszystko... Tak, mogłam domyśleć się wcześniej, ale cóż.

    Najbardziej jestem na bieżąco z tym ostatnim rozdziałem, dlatego wypowiem się na jego temat.
    Pierwsze co, to cieszę się, że dodałaś go mniej więcej w połowie sierpnia (z tego, co widzę po pierwszych komentarzach), bo... Napawa mnie to nadzieją, że może niedługo, za kilka dni lub tygodni dodasz kolejną, sporą dawkę losów Amy i Itacza.

    Po drugie - ta rada wśród Uchichów. Owe zebranie. Chyba tak to mogę nazwać, prawda?
    Szykowanie idei powstania, te pełne zawiści słowa Fugaku, dumne wystąpienie Ayumi... Wiesz Mayuki, wydaje mi się, że po tym roku nieco spoważniałaś w swojej twórczości. Nie chcę niczego odejmować Twoim rozdziałom z 2011 roku, ale... moje odczucie się nie zmieni. (: Zaczęłaś małą rewolucję w swym pisaniu już podczas notki, gdzie Amaterasu została ukazana jako daimyo.
    A teraz idziesz niczym burza.
    Opisanie wykrycia spisku klanu Uchiha i najęcia Itachiego do stłumienia ewentualnej "rozróby" było wprost doskonałe. Co prawda na upartego mogłabym się przyczepić do kilku rzeczy, ale wiesz co? Nie mam najmniejszego zamiaru tego robić.
    I kiedy już myślałam, że moje emocje nieco ochłoną, to wtedy właśnie zaserwowałaś mi jeszcze większą, jeszcze bardziej intensywną dawkę przeżyć.
    Shisui... I jego cholerne genjutsu. Jestem pod wrażeniem tego, jak idealne słowa wybrałaś do opisania jego wdarcia się w umysł Amaterasu. Zrobiłaś to w taki sposób, że nawet ja czułam się jego ofiarą. Heh, a przyznam Ci, że dotychczas niewiele razy tak miałam. I jeżeli już, to nie na blogowych opowiadaniach, a podczas czytania książek z górnych półek.
    W dodatku ten pocałunek... Wtedy nie tylko Ama, ale także i ja przypomniałam sobie wizerunek wypranego z okazywania jakichkolwiek emocji Itacza. (: Cholera, tęskniłam za Twoim bezbłędnym opisywaniem go. I właściwie nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby owe zbliżenie działo się w rzeczywistej akcji rozdziału. Bez genjutsu. I takich tam. Wiem jednak, że to niemożliwe na dzień dzisiejszy, dlatego... Będę czekać na rozwój wydarzeń. ;) Mam nadzieję, że Ama i Itachi spotkają się, a nawet porozmawiają już w kolejnej notce, bo nawet jeżeli w fabule nie minęło jeszcze odpowiednio dużo czasu od dnia, w którym Amaterasu okazała się być daimyo, to jednak... Fabułę można przyspieszyć, prawda?

    Ech, nie chcąc już więcej biadolić, zakańczam ten mały wywód i ewentualnie zapraszam na swojego starego, onetowego emaila, jeżeli chciałabyś odświeżyć kontakt ze mną: immortal.pain@onet.pl

    Asmena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam przekonana, że już Cię u mnie nie zobaczę. Zaskoczyłaś mnie pozytywnie, to miłe uczucie.
      Bardzo możliwe, że moja pisanina nieco dojrzała, bo i ja przez ten rok przeżyłam przyspieszony kurs dojrzewania. Kiedy zaczynałam pisać, w głowie miałam jedynie romans z Itaczem w roli głównej. Teraz skupiam się na tym, by przedstawić, jak on radził sobie z tą sytuacją. I jak radzili sobie z nią jego najbliżsi. Poza tym, w 2011 poznałam pewną osobę, która siłą zmusiła mnie, by epizody stały się bardziej ambitne. Nie mam wyjścia, muszę skupiać się na takich radach i kłótniach Uchihów, muszę też bardziej zwracać uwagę na kanon. Fabuła weszła teraz w najważniejszy moment, muszę uważniej budować nowe wątki i kończyć stare : )
      Powiem Ci, że ja również jestem zadowolona z fragmentu z Shisui'm. Pisanie go sprawiło mi największą frajdę i przyznam Ci się, że w ogóle go nie planowałam. Wyszło w praniu.
      Bardzo się cieszę, że wróciłaś i postanowiłaś się do mnie odezwać. Dobrze jest "zobaczyć" jakieś znajome nicki, poczytać opinie osób, które są czytelnikami od sporego czasu. To okropne z mojej strony, ale ufam Wam dużo bardziej, niż nowym czytelnikom, którzy lubią pojawiać się i znikać.
      Dzięki za komentarz, Asmeno. Mam nadzieję, że do napisania : )

      Usuń
  11. Mayu, wiesz ile się czasu męczyłam, żeby dodać tutaj komentarz? No, może nie męczyłam, być może usprawiedliwiam tylko swoje lenistwo, bo w sumie jakoś odrzucało mnie zakładanie konta tutaj, ale koniec końców nie miałam wyjścia - onet i mnie posłuszeństwa odmówił. Już dawno miałam to napisać - fajnie tu u Ciebie. Przytulnie i miło, wcale nie czuje się tych Twoich przenosin, bo to przecież wciąż te same Toki no Namida :) O rozdziale wypowiem się krótko - całkiem niezły. Zwłaszcza scena, w której Amaterasu wpada w genjutsu - zapiera trochę dech w piersiach. Musiałam wstrzymać oddech, bo w mojej głowie było tylko: "Boże, Itachi, nie wierzę" i tak w kółko :p No ale niestety wszystko okazało się fatamorganą ;D Trudno. Kurcze, jakiś taki ubogi ten mój komentarz, no ale trudno. Być może kiedyś wróci mi chęć do pisania i będę mogła rozpisać się z zapałem pod kolejnym Twoim rozdziałem - ale mi się zrymowało :3 Co najważniejsze - pokazałam się, a to już duży krok w kierunku mojego powrotu :) Trzymaj się,
    Natsumi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaję sobie sprawę. Mimo że przeniosłam się na blogspota, zadbałam o nowy wystrój i treść, to wciąż nie potrafię powrócić do blogowania z taką pasją, jak kiedyś. Pisanie komentarzy przestało być przyjemnością. Jasne, czytam, ale z pisaniem jest dużo gorzej. Jestem zbyt roztargniona.
      Ech, tęsknię trochę za tymi czasami, gdy blogosfera była moim drugim domem. Dużo się zmieniło. Nie tylko we mnie, ale również tutaj.
      Wracaj, Świetliku. Tęsknie za Wami, jestem tutaj z Leithą i Happy., a reszta czytelników i piszących gdzieś się ulotniła.
      Jejku, jej, słucham przygnębiającej muzyki i już, jak na zawołanie, włączył mi się przymulasty nastrój. Jeszcze uświadomiłam sobie, jak bardzo tęsknię za dawnym zapałem do pisania.
      Buuuu. Wracaj mi tu, Świetliku. Mój kop motywacyjny leci do Ciebie.

      Usuń
  12. Deportivo - Suicide Sunday strasznie pasuje mi do szablonu, Boziu!:D

    OdpowiedzUsuń
  13. Zamówienie gotowe:) Zapraszam na Pandę.
    I z tego co zdążyłam zauważyć nie podałam w paczce linku do nagłówka, więc podam teraz : http://1.bp.blogspot.com/-V9NZsnrQ1lg/UK0PGqVzvTI/AAAAAAAAAoY/haQJkAqMCvU/s1600/Nag%C5%82%C3%B3wek1.png

    OdpowiedzUsuń
  14. Odpowiedzi
    1. Słowa uznania proszę kierować do bleachowej, jak zwykle zresztą : )

      Usuń
  15. Witaj.
    Nie wiem, czy kojarzysz, ale jakiś tydzień temu przy chyba drugim epizodzie napisałam, że skopiuję wszystkie rozdziały na czytnik i w ten sposób będę je czytać. Tak też zrobiłam i niezmiernie się z tego cieszę. Twoje opowiadanie do sielankowych nie należy, aczkolwiek nie zmienia to faktu, że jest świetne. Notki dodajesz rzadko. Ma to swoje dobre i złe strony. Historia jest bardzo oryginalna, a do tego piszesz o mojej ulubionej postaci, którą darzę dużym szacunkiem. Przedstawiłaś Itachi'ego w bardzo że tak się wyrażę prawidłowy sposób. Nie jest on tutaj ponad wszystko kochającymy starszym braciszkiem i uczynnym synem. Widzę go tutaj takiego, jakiego przedstawił go Kishimoto. Do tego wprowadziłaś taką postać jak Amaterasu, która również ma w sobie coś specyficznego i nie do końca odkrytego. Potrafi zachwycić i zaciekawić, w bardzo ujmujący sposób. Pojawił się również Shisui, którego pokochałam po prostu od razu. Niby normalny Uchiha, a jednak tak bardzo inny. Nie potrafię tego dobrze wytłumaczyć. Zgłębiłaś tradycję, kulturę i historię mojego ulubionego klanu.
    Zwykle wszystkie blogi rozpoczynają się po tej masakrze, traktując ją jako krótki epizod, o którym trzeba jedynie wspomnieć. A ty potraktowałaś ją zupełnie inaczej, co bardzo przypadło mi do gustu. Drogi moich dwóch ulubionych bohaterów niestety się rozeszły. Mam nadzieję, że jeszcze się zejdą ;> to opowiadanie musi trwać ;)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny wspaniały epizod.
    Jeśli możesz, poinformuj mnie o nim na gg:3222534
    Pozdrawiam oraz życzę ceny i czasu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuje za komentarz. Byłam przekonana, że nikt już tutaj nie zagląda. Ja sama trochę zapomniałam o Namidzie.
      Dziękuję, pomogłaś mi, naprawdę. Czasem dobrze jest usłyszeć coś miłego od obcej osoby.
      Więcej chyba nie potrafię napisać. Naprawdę bardzo, bardzo Ci dziękuję, że chciałaś to czytać.

      Usuń
  16. Ktoś tu za długo znaku życia nie daje ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, Nikumu, że nie ma mnie też u Ciebie, ale straciłam chęć komentowania czegokolwiek. Nie chcę rzucać słów na wiatr, ale postaram się to naprawić. Nie chcę też zostawiać Ci na blogu komentarzy na-odwal-się.
      Trzymaj się. Nie wyobrażasz sobie, jak się cieszę, że znów jesteś w tym świecie. Przypominają mi się stare czasy.

      Usuń
    2. Hah nie chodzi mi kochana o komentarz, ale tak bardzo ucieszyłam się, że jesteś nadal w tych internetach, że ja chcę Cię mieć tutaj po prostu.

      Moje gg: 4188332 dla Ciebie jestem dostępna zawsze ;)

      Usuń
    3. Ty głupia kobieto, przez Ciebie mam wyrzuty, że tak mało mnie tutaj. Ale wrócę, napiszę tutaj i do Ciebie.

      Usuń
    4. Jupi, jupi. Głupia dziewczyna (nie cierpię nazywania mnie kobietą, kiedyś był to wyraz zarezerwowany dla takich pań wątpliwej cnoty) poruszyła serce Mayuki!

      Usuń
  17. Hej Mayuki. Od czasu do czasu sprawdzam czy dodałaś cos nowego. Choć nic nie publikujesz to nic nie szkodzi, lubię tu zagladac i czytać niektóre fragmenty.
    Powodzenia ze wszystkim :).
    br.

    OdpowiedzUsuń
  18. Hej!
    Dopiero dzisiaj wlazłam na twojego bloga i muszę przyznać, że jest genialny. Przeczytałam go i jestem wniebowzięta! Wiem, że strasznie dawno nie dodawałaś nowego rozdziału, ale błagam dodaj go!! Ja nie wytrzymam dłużej! Ano i co do rozdziału, to mi się bardzo podobał!
    Wiem, że po tak długiej przerwie trudno się wziąść za pisanie, ale błagam dodaj nowy rozdział!
    Zakochałam się w tym blogu!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń